
Wyszedłem na krótko, aby wykorzystać dzień przed jutrzejszym deszczem. Było chłodno, ale słońce grzało. Pojechałem do Wielkopolskiego Parku Narodowego, tylko zapomniałem, że jesieni tam próżno szukać. Tam ona zawsze przychodziła późno. W Poznaniu przejechałem się jeszcze po Lasku Marcelińskim.

Ja myślę, że potrzeba przynajmniej dwóch tygodni, aby jesień tam zadomowiła się, bo w tej chwili tylko nieliczne klony i dęby zmieniają barwę, a kasztany stoją już łyse i wypuszczają nowe liście.

Jeszcze przewaga zieleni, zwłaszcza w WPN, ale to kwestia tygodnia i paru zimnych nocy.

Ciekawe miejsce :)
Najlepsze, że ta jednokierunkowa w tak bezczelny sposób rozdzielała dwa odcinki drogi dla rowerów. Wystarczyło trochę farby i parę znaków T-22 :)

WPN jest wyjątkowy, jakoś od lutego na trasie Wiry - Puszczykowskie Góry można już widzieć wiosnę, byle słońce dokazywało :)
O kurła, ale news z tą kontrą, chyba nigdy nie wpadłem na to, żeby chcieć jeździć tą uliczką wbrew intuicji. Pomysł chyba dobry, na pewno lepszy niż betonowanie Dębiny :)
O mnie
Rower towarzyszył mi od małego. Przez wiele lat jeździłem na Romecie. W 2012 kupiłem Treka, który na poważnie wciągnął mnie w turystykę rowerową. Przejechałem na nim Islandię i Koreę. Kolejnym połykaczem kilometrów stała się kolarzówka GT, która w duecie z trzecim kołem towarzyszyła mi podczas wyprawy wokół Japonii i Tajwanu. Szukając nowego partnera wyprawowego w trudnych czasach, trafiłem na gravel podrzędnej marki. Mimo to prowadził mnie ku przygodzie po Norwegii i Szkocji. Do tego lubię utrwalać na fotografii ładne rzeczy i widoki.
6 komentarzy