Po deszczu nawet wyszło słońce, więc sądziłem, że już nie będzie padać. Było pochmurno, gdy wyszedłem i już po kilometrze zaczęło padać. Schowałem się pod przypadkową wiatą, czego nie uświadczyłbym w Szkocji. Obserwowałem, jak wielka chmura przesuwa się po radarze pogodowym IMGW. Gdybym spojrzał na niego przed wyjściem, to posiedziałbym dłużej przy gravelu, którego powoli remontuję od paru dni. Po deszczu stwierdziłem, że przejadę się po mieście. Zrobiło się niemal bezchmurnie, choć beton sechł szybciej od asfaltu – jedyna przewaga dróg dla kaskaderów z kostki wobec asfaltowych. W centrum trafiłem na jeszcze parę nowości, które pojawiły się podczas mojego urlopu. Po powrocie wyskoczyłem ponownie na chwilę i znów złapał mnie deszcz. Na szczęście uciekłem spod chmury. W zamian zobaczyłem tęczę.
Komentarze (2)
No tak, pół godziny postoju źle wpłynęłoby na komfort termalny :) Ja nigdy nie pływałem dla przyjemności :D
No pech, ale i tak letni deszczyk to przyjemność w porównaniu z tym listopadowym :) Fajna tęcza. A jeśli to "Bajka", to kiedyś płynąłem. Fajna zabawa :)
Rower towarzyszył mi od małego. Przez wiele lat jeździłem na Romecie. W 2012 kupiłem Treka, który na poważnie wciągnął mnie w turystykę rowerową. Przejechałem na nim Islandię i Koreę. Kolejnym połykaczem kilometrów stała się kolarzówka GT, która w duecie z trzecim kołem towarzyszyła mi podczas wyprawy wokół Japonii i Tajwanu. Szukając nowego partnera wyprawowego w trudnych czasach, trafiłem na gravel podrzędnej marki. Mimo to prowadził mnie ku przygodzie po Norwegii i Szkocji. Do tego lubię utrwalać na fotografii ładne rzeczy i widoki.