Temperatura niższa niż wczoraj, ale odczuwalnie znacznie wyższa. Wiało z południa, więc ruszyłem na północ.
Większość trasy była nudna. Dużo koszmarnie dziurawych dróg lokalnych. Z początku planowałem dotrzeć tylko do Chodzieży, ale tam wciąż zostawało mi sporo dnia, więc jechałem dalej, by wykręcić pierwszą w sezonie stówę.
Dojechałem do Noteci, która rozlała się na otaczające ją Łąki Nadnoteckie. Dalej wjechałem na dziwaczne śmieszki oznaczone w losowych miejscach. W Kaczorach, które są miastem od przeszło dwóch lat, wjechałem na drogę dla rowerów wybudowaną wzdłuż linii kolejowej. Rozpoznałem nawet przejazd kolejowy, na którym miałem kiedyś dziwną sytuację, a teraz wiem, że przejechałem większość trasy z mojej pierwszej wizyty w Pile. Za przejazdem trafiłem na śmieszki, które były tak dziwacznie poprowadzone, że ręce opadają.
Dojechałem do stacji kolejowej, gdzie na najbliższy pociąg powrotny musiałem czekać zaledwie 10 minut. Było dużo ludzi. Kupiłem ostatnią miejscówkę siedzącą przypisaną dla rowerzystów, a na kilkanaście wolnych wieszaków przypadał tylko mój jeden rower.