Dla kontrastu dzisiaj było gorąco. Trochę pochmurno, ale słońce często pojawiało się. Ruszyłem na wschód, aby powrócić do mojego planu. Chciałem uniknąć jazdy po własnym śladzie sprzed paru lat, więc wjechałem na szlak rowerowy wzdłuż wybrzeża. Biegł trochę drogami, trochę chodnikami, wśród pól ryżowych, nad zatoką. Szału jednak nie robił. Potem czekała mnie jazda po jedynej drodze dostępnej dla rowerów. Biegła przez tunele i zadaszenia chroniące przed spadającymi skałami. Za to jakie widoki ukazało złote słońce. Często się zatrzymywałem, by coś z tego uchwycić.
Na jednej ze stacji kolejowych dowiedziałem się, że jeździ tamtędy pociąg, do którego można zabrać rower. W wielu pociągach rower dozwolony jest wyłącznie zapakowany w futerał, a tutaj promują się rowerzystą siedzącym na jednoosobowym fotelu i trzymającym rower. Trochę mało praktyczne. Wieszaki pewnie wymyślą za kilkadziesiąt lat, ale i tak coś się w końcu rusza w kwestii rowerowej.