Popadało trochę deszczem. Myślałem, że dzięki temu stopnieje więcej śniegu. Najgorsze były zaspy, bo te zalegały albo na chodnikach, albo na drogach dla rowerów, bo odśnieżyli w niektórych miejscach bezmyślnie. No ale samochody są najważniejsze. Po śladach i tak widziałem, że byłem jedynym rowerzystą od ostatniego opadu śniegu.
Pojechałem do miasta, żeby zobaczyć, co się pozmieniało. Jeszcze przed jego granicą pojawiła się mgła, choć po odorze chyba można ją zakwalifikować jako smog (co potem potwierdziło się na
stronie nowo powstałego systemu badania jakości powietrza w mieście). W centrum widziałem rozkopany reprezentatywny plac Łuczkowskiego, zupełnie jak w Poznaniu. Park Miejski tak samo ogrodzili i coś tam kopią. Chyba pierwszy raz nie postawili szopki, a i na dekoracjach świątecznych zaoszczędzili, bo dostrzegłem tylko nieoświetloną bombkę. Powstał też rower miejski, choć już po sezonie, więc stacje stały puste. Bardzo zaskoczyło mnie za to, że zlikwidowali wszystkie znaki zakazu wjazdu rowerem w mieście. Chełm był bardzo antyrowerowym miastem, ale coś ruszyło. Jednak da się.
Powrót do domu zaplanowałem na około. Drogi były nawet odśnieżone. Zdążyłem przed zmrokiem. Prognoza pogody na kolejne dni wygląda fatalnie, ale może chociaż reszta śniegu zniknie.