Piękny dzień na rower. Zabrałem aparat i ruszyłem. Najpierw na Szachty. Większość drzew owocowych przekwitła. Zostało parę wiśni, których mi brakowało na Lubelszczyźnie. Potem zrobiłem krótką pętlę po Wartostradzie, odwiedziłem Rataje, objechałem Maltę, a potem ruszyłem na Naramowice. Postanowiłem przejechać przez Morasko, a potem dostać się na Cytadelę. Chwilę się po niej pokręciłem. Tak usłanego kwiatami parku już dawno nie widziałem. Uczta dla zmysłów. Zajechałem jeszcze na Rynek, a potem przez Grunwald i Ławicę wróciłem do domu. Ach, jak przyjemnie się jeździ na lekkiej kolarzówce. Jaka szkoda, że nie udało mi się z nowym rowerem wyprawowym.
Komentarze (4)
Miałem nadzieję wyskoczyć na majówkę po Lubelszczyźnie, potem ten rower i jakoś tak nie mogłem wrócić, ale jestem i nadrabiam :P
Rower towarzyszył mi od małego. Przez wiele lat jeździłem na Romecie. W 2012 kupiłem Treka, który na poważnie wciągnął mnie w turystykę rowerową. Przejechałem na nim Islandię i Koreę. Kolejnym połykaczem kilometrów stała się kolarzówka GT, która w duecie z trzecim kołem towarzyszyła mi podczas wyprawy wokół Japonii i Tajwanu. Szukając nowego partnera wyprawowego w trudnych czasach, trafiłem na gravel podrzędnej marki. Mimo to prowadził mnie ku przygodzie po Norwegii i Szkocji. Do tego lubię utrwalać na fotografii ładne rzeczy i widoki.