To nie miało być tak, nie w Poznaniu miałem dzisiaj być. Od paru miesięcy rozglądam się za nowym rowerem wyprawowym. Przerobiłem kilka marek, aż dotarłem do tej wymarzonej. (Tę historię jednak opowiem innym razem). Wczoraj specjalnie pojechałem na Śląsk, żeby obejrzeć – jak się potem okazało – jedyny w Polsce egzemplarz mojego wymarzonego modelu. Wszystko przez kryzys i podobno to potrwa jeszcze 2 lata, o czym wolałbym nie myśleć. Rower był świetny, tylko rozmiar – który zgodnie z tabelkami producenta pasował do mnie – był za duży. Sprzedawca przekonywał mnie, że nie będzie mi się wygodnie jeździło, więc zrezygnowany i zawiedziony odwołałem wszystkie majowe plany i powróciłem do Poznania. Najbliższa dostawa innego, alternatywnego roweru będzie w sierpniu, już po mojej corocznej urodzinowej wyprawie. Co za rok.
Treka zostawiłem, więc na jakiś czas będę znów jeździł tylko na kolarzówce. Padało po południu, ale wieczorem przestało. Wyskoczyłem na chwilę z aparatem w nadziei na sfotografowanie piękna poznańskiej wiosny. Na horyzoncie widziałem chmurę i już w początkowych minutach zaczęło lać. Nie chciałem wracać, więc pojechałem przez Szachty. Przestało padać, więc wyciągnąłem aparat, żeby zrobić zdjęcie, ale po chwili znów zaczęło. Szkoda, bo liczba kwiatów na drzewach i widoki… Ach, przepiękne. Oby weekend pozwolił na więcej.