W poniedziałek chwilę poprószyło, ale to dzisiaj spadł prawdziwy śnieg. Szkoda, że jutro już się roztopi. Tymczasem wyskoczyłem na chwilę, żeby się nacieszyć białym puchem. Ostatnim razem widziałem śnieg ponad półtora roku temu. Dzisiaj jechało się całkiem dobrze. Ruszyłem do parku Szachty, żeby chwilę się tam pokręcić. Kilka razy wpadłem w poślizg, choć bez wywrotki. Nie rozpędzałem się, żeby zanadto nie ryzykować. Zaplanowałem krótki dystans, bo szkoda mi było roweru. I tak co jakiś czas musiałem go otrząsać, gdy jechało się ciężko.
Więcej go tam spadło, niż w mojej okolicy - oceniam głównie po głębokości wydeptanych śladów na siódmym zdjęciu. Szkoda tylko, że tak krótko leży, może styczeń lub luty będą bardziej białe, bo grudzień raczej taki się nie zapowiada.
Rower towarzyszył mi od małego. Przez wiele lat jeździłem na Romecie. W 2012 kupiłem Treka, który na poważnie wciągnął mnie w turystykę rowerową. Przejechałem na nim Islandię i Koreę. Kolejnym połykaczem kilometrów stała się kolarzówka GT, która w duecie z trzecim kołem towarzyszyła mi podczas wyprawy wokół Japonii i Tajwanu. Szukając nowego partnera wyprawowego w trudnych czasach, trafiłem na gravel podrzędnej marki. Mimo to prowadził mnie ku przygodzie po Norwegii i Szkocji. Do tego lubię utrwalać na fotografii ładne rzeczy i widoki.