Miało padać, ale chyba się rozmyśliło, więc wyszedłem na rower. Na południe, mimo wiatru.
Ostatnio mam pecha, bo parę dni temu wypadła mi przednia latarka, potem odłamało się tylne światło, a dzisiaj Garmin wysunął się z uchwytu. I to dwa razy. Potem schowałem go do kieszeni, ale będę musiał założyć mu smycz, bo chyba dziury na polskich drogach źle na niego wpłynęły.
Przejechałem przez Wartę najbliższym mostem i wróciłem do Poznania. Droga powrotna biegła przez lasy. Ich chłód przyjemnie szczypał.