Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Oszukany przez Tajwańczyka

  79.76  04:12
Zaczął się kolejny pochmurny i przyjemny dzień. Ruszając w dalszą drogę, trafiłem na budynek hotelu, który częściowo zawalił się 4 lutego. Było to największe zniszczenie (japońskie media przez kilka dni pokazywały ten hotel), gdy trzęsienie ziemi o sile ponad 6 stopni wraz z serią trzęsień wtórnych uderzyły w wyspę. Wciąż trwała rozbiórka, która przyciągała gapiów, kłęby kurzu oraz cysterny polewające wodą ulice wokół miejsca zdarzenia. Minione trzęsienia ziemi spowodowały również zniszczenia w infrastrukturze drogowej, ale miałem szczęście nie trafić na żadne lub nie zwróciłem na to uwagi.
W mieście wciąż wisiały lampiony z okazji obchodów Chińskiego Nowego Roku. Dojechałem do wybrzeża w nadziei na ładny obrazek, ale wszystkie widoki zostały na północy, a nie miałem ochoty się tam wracać. Nie miałem też ochoty wracać do miasta, gdy zauważyłem dwie ładne świątynie. Ruszyłem na południe po wybudowanej na wale przeciwpowodziowym drodze dla rowerów, chociaż zastanawiam się, co Tajwańczycy uznają za rower, bo przemknęło tamtędy kilka skuterów.
Liczba dróg dla rowerów w tym rejonie zrobiła się imponująca. Na wielu ulicach zostały namalowane znaki (jak polski P-27), które tworzyły pewną sieć szlaków rowerowych, ale bez mapy były one tylko ciekawostką. Próba podążania tymi szlakami kończyła się raczej błądzeniem. Dobrze, że miałem nawigację.
W końcu dojechałem na miejsce znalezione przez Airbnb. Nikt mnie nie witał, w domu było głucho. Przeczekałem tak z kwadrans, aż zauważyłem kogoś przy pracy. Okazało się, że to właściciel, ale nie mówił po angielsku. Zadzwonił prawdopodobnie do córki, która wyjaśniła, że trafiłem pod zły adres. To Mapy Google wskazały go. Zgadzały się miasto i numer budynku, ale nie ulica. Ci ludzie byli na tyle pomocni, że żona gospodarza poprowadziła mnie na skuterze pod właściwy adres. Tam zauważyła mnie właścicielka noclegu, z którą miałem się spotkać.
Zostałem zaprowadzony do mojego pokoju i się zaczęło. Zapytałem o dostęp do internetu, bo jak na co dzień był mi potrzebny do pracy i zwracam uwagę na jego obecność podczas poszukiwań noclegu. Niestety kobieta nie znała angielskiego, więc ciężko było się dogadać. Widać było, że chciała się mnie po prostu pozbyć, wrócić do siebie i zostawić mnie samego z problemem. Poszedłem jednak za nią w niezrozumieniu. Trafiłem do jej biura, gdzie przyjmowała pieniądze od klientów. Nawet nie próbowała się ze mną porozumieć, wytłumaczyć, a ja nie mogłem w żaden sposób jej pomóc bez internetu. Do biura weszło jeszcze kilka osób. Z rozmów wywnioskowałem, że ze mnie drwią, że przyszedłem za nią i chcę Wi-Fi. Potem wszedł jakiś człowiek, pewnie powiadomiony przez kobietę, bo od razu zaczął mówić, że nie ma Wi-Fi. Wyszedłem szukać rozwiązania, skorzystałem z przypadkowego Wi-Fi kilka ulic dalej i znalazłem inny nocleg, więc wróciłem się po rzeczy, aby pojechałem kawałek za miasteczko. Trafiłem do zajazdu, tym razem z dostępem do internetu. Co więcej, znajdowały się tam gorące źródła, więc wieczorem mogłem skorzystać z gorącej kąpieli. Trochę jak w Japonii, tylko obowiązywały stroje kąpielowe. Ja wolałem skorzystać z prywatnego basenu, których było kilka. Natomiast nietrafiony nocleg anulowałem, ale pieniądze przepadły. Przynajmniej zachowałem twarz.
Kategoria na trzech kółkach, kraje / Tajwan, z sakwami, za granicą, wyprawy / Tajwan 2018, rowery / GT
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa losic
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Nie ma jeszcze komentarzy.
Malownicze wybrzeże Tajwanu
Przekroczyłem zwrotnik Raka

Kategorie

Archiwum

Moje rowery