Dzisiaj bardzo krótko. Nie dlatego, że miałem rozwalony napęd, ale dlatego, że znalezienie noclegu graniczyło z cudem. Musiałem zarezerwować dość drogi hotel w sąsiednim mieście. Dzięki temu miałem szansę odwiedzić więcej serwisów rowerowych.
Na początek pojechałem do sklepu z rowerami sportowymi w mieście, obok którego zatrzymałem się. Używając elektronicznego tłumacza, dowiedziałem się, że nie mają części, ale można sprowadzić. Trwa to tydzień, którego nie miałem. Zapytałem, czy można sprowadzić tę część do innego punktu, ale tak zaawansowany to naród nie jest i dostajesz część do miejsca, w którym zamawiasz. Zły pojechałem dalej.
Nie mam dalej o czym pisać, bo jechałem przez dziwne tereny. Wokół same śmierdzące kominy pokrywające horyzont. Gdy dojechałem do Hōfu, gdzie miałem się zatrzymać, skierowałem się oczywiście do filii tego samego sklepu, co odwiedzonego rano. Tam wszystko jakby wiedzieli, nie zadawali pytań, nie wyjaśniali za dużo. Zaczęli mierzyć, patrzeć w komputer i rozkręcać korbę. Z tego wszystkiego wyszło, że mieli inny rower z taką samą korbą, więc dokonali mechanicznej transplantacji. Gdyby nie fakt, że tamten rower był 20–30 razy droższy od wymienianego elementu, zdecydowanie wybrałbym zmianę roweru. Po godzinie miałem sprawny pojazd, którym przejechałem zaledwie kilometr, gdy... dojechałem do hotelu. No, to tyle na dzisiaj.