Wciąż z nieba leje się skwar. Nie ma co siedzieć w domu, bo to ostatni dzień w Ōsace. Wybrałem się dzisiaj do parku, który upamiętnia wystawę światową zorganizowaną w Japonii w 1970 roku.
O drodze nie mam co opowiadać, bo przyzwyczaiłem się do Japonii na tyle, że nic mnie nie zaskakuje. Po parku nie można poruszać się rowerem, aczkolwiek widziałem na jego terenie wypożyczalnię rowerów. Bilet wstępu relatywnie tani, bo ok. 10 zł. Tylko sezon słaby. Z tabeli kwitnienia kwiatów wynikało, że najlepiej jest się udać do parku na przełomie marca i kwietnia. Podczas mojej wizyty nieśmiało wyglądało tylko parę kwiatków.
Przespacerowałem się po kilku ogrodach tematycznych, zjadłem loda z automatu, zrobiłem kilka zdjęć, podsmażyłem się na słońcu. Bardziej się tam męczyłem niż dobrze bawiłem. Pogoda wszystko psuła.
Naszła pora, aby wracać do domu. Ale cóż to? Niespodzianka, bo z tyłu słychać syk. Powietrze schodziło największą dziurą w oponie. Nie wiedziałem co robić, więc po kilku postojach na dopompowanie powietrza użyłem kleju do gumy. Odczekałem aż zaschnie, dopompowałem powietrza i ruszyłem z pompką w kieszeni. O dziwo powietrze nie zeszło do samego domu, więc o tyle dobrze. To pewnie przez ten upał. Kiedyś miałem taki przypadek, że łatka się odkleiła. Tylko że tym razem miałem łatki przyklejone prawdziwym klejem do gumy. Dziwne.