Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Islandia – Polska 1:0

67.1705:19
Po niespełna 4-godzinnej nocy w samolocie byłem wykończony. Wciąż czułem zmęczenie po wczorajszym dniu. Mieliśmy wylądować tuż po godz. 6. Opóźnienie prawie godzinne nie zmieniło się. Samolot chyba nie może nadrobić straconego czasu. W dodatku nie mogłem zasnąć. Chyba za bardzo się martwiłem o rower.
Bagaż odebrałem w takim stanie, jak podczas nadania. Nic nie wskazywało na uszkodzenia w rowerze. Nie chciało mi się go składać. Raptem kilka godzin wcześniej go rozkładałem. Poszedłem zjeść na spokojnie śniadanie, za co zostałem ochrzaniony przez ochronę, bo na minutę zostawiłem bez opieki swój bagaż, aby złożyć zamówienie w restauracji.
Bardzo leniwie zabrałem się do zdzierania kolejnych warstw plastiku i tektury, składania roweru i ładowania sakw. Nie wiem ile to wszystko zajęło, ale wyruszyłem po godz. 10. Było tak upalnie, że założyłem sandały.
Najpierw skierowałem się do miejsca, gdzie zostawiłem swoje rzeczy miesiąc temu. Niestety właściciela nie było, więc umówiłem się na wieczór.
Po miesiącu na Islandii teraz wszystko wygląda tak dziwnie. Dziwne znaki, dziwne tablice rejestracyjne, dziwny brak możliwości jazdy po chodnikach. Brak przyrody i pełno aut, ludzi, budynków. Dzika Islandia przeminęła.
Pojechałem do centrum na najlepsze lody w Warszawie, przespacerowałem się trochę, bo tak było upalnie, a potem spróbowałem dostać się do dworca, aby kupić bilety do Poznania. Jazda po tym mieście to straszna męczarnia. Gdy w końcu zdobyłem bilety, pozostało dostać się po mój bagaż, bo przez tę całą przeprawę przez Warszawę czas uciekał niesamowicie szybko.
Wydawało mi się, że po tylu przejazdach tą drogą znam ją na pamięć, ale nic bardziej mylnego. Zabłądziłem kilkadziesiąt razy zanim dostałem się na miejsce. Było jednak warto, ponieważ na przechowaniu bagażu zaoszczędziłem kilkaset złotych.
Została mi ponad godzina do pociągu. Nie chciałem wracać do centrum, więc pojechałem do Warszawy Zachodniej, ponieważ dzisiaj już raz tam przypadkiem trafiłem i wiedziałem gdzie to jest. Zdążyłem na kilka minut przed przyjazdem pociągu. Ze względu na brak wind musiałem wciągnąć rower na peron po schodach. Pomógł mi chłopak z mobilnej informacji. Strasznie zacofana ta stacja.
Kategoria Polska / mazowieckie, kraje / Polska, z sakwami, dojazd pociągiem, rowery / Trek
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa ylisz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Nie ma jeszcze komentarzy.
Z plecakiem po Islandii
Pod Poznaniem, część 6

Kategorie

Archiwum

Moje rowery