Obudziłem się nawet wcześnie. Za oknem ani jednej chmury, ale temperatura wciąż niska. Liczę, że na długo. Upał nie będzie mile widziany. Dzisiaj chcę zobaczyć Mysią Wieżę. Jedziemy.
Wieniec, godz. 9.28
Bez planu miasta z zaznaczonymi ciekawymi miejscami nie jest łatwo zwiedzać. Zobaczyłem, co mogłem i zacząłem rozglądać się za sklepem, żeby zjeść śniadanie. Zjeździłem chyba cały Włocławek i nie znalazłem żadnego czynnego. Zielone Świątki. Mogły wypaść w poniedziałek. Na wszystkich Żabkach ta sama informacja – czynne od godz. 9. Zjadłem kilka wafli ryżowych, które zostały z wczorajszej kolacji i ruszyłem tempem turystycznym w dalszą drogę. Sklep dorwałem po 20 km. Słabo wyposażony.
Kruszwica, godz. 12.35
Upał zaczyna doskwierać. Jedynym ratunkiem jest chłodny wiatr z północy. Dodatkowe problemy sprawiają robaki, szczególnie taki jeden gatunek. Co chwila strącam jednego po drugim, bo zaraz się szamotają i łaskoczą.
Dotarłem do Mysiej Wieży. Pan sprzedał mi bilet ulgowy (taka zniżka dla cyklistów). Widoki na Gopło niczego sobie. W niewielkich podziemiach panuje przyjemny chłodek.
Trzemeszno, godz. 16.02
Upał przegonił prawie wszystkie owady. Ja wciąż się trzymam, ale drogi takie beznadziejne. Dojechałem do Trzemeszna, a dalej do krajówki. Nie mam już ochoty na polne drogi, przez co nie wiem jak dostać się do Gniezna. Ruch na krajowej piętnastce nie jest jakiś duży.
Pobiedziska, godz. 18.43
Ostatecznie przejechałem tylko część drogą krajową, a potem drogami lokalnymi wjechałem do Gniezna. Do Poznania ruszyłem po drodze gminnej (dawnej krajówce). Chyba nie każdy jeszcze zaktualizował swoje urządzenia do nawigacji, bo ruch jest spory. Upał nie odpuszcza.
Poznań, godz. 20.15
I jestem w domu. Nawet słońce wciąż na niebie. Widziałem na przedmieściach balon. Ciekawe jakby to było wznieść się wysoko. Szkoda, że nie ma tutaj gór, bo byłoby na co popatrzeć. Dawno w sumie oglądałem widoki z wysokości. Mysia Wieża mnie w tym poratowała. Ciekawe dokąd wybiorę się następnym razem. Może uda mi się zabrać namiot?