Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wrocław – Żmigród

  51.36  02:34
Część druga mojego powrotu do Poznania. Dotarłem do Wrocławia, aby z bocznym wiatrem dostać się na kolejny pociąg w Lesznie. Nie wszystko potoczyło się pomyślnie. Cieszę się jednak, że mogę to pisać.
Jazda pociągiem nie była wygodna. Brakowało przedziału dla rowerów, a na pewnym przystanku jakaś starucha musiała usiąść na wysuwanym siedzeniu przy drzwiach (mimo wielu wolnych miejsc w szynobusie), przez co zablokowała moim rowerem przejście. Takich ludzi nie powinno się nawet wyprowadzać z domu.
Nie miałem planu, nie wiedziałem którymi drogami jechać. Jedyną opcją była droga krajowa nr 5. Głupi byłem, wybierając ją. We wrocławskim labiryncie udało mi się jakoś dotrzeć do właściwej drogi. Temu miastu jeszcze daleko do porządnych dróg dla rowerów bez kosmicznych nierówności czy progów zwalniających. Poszli na ilość, a nie jakość. A ile czasu trzeba poświęcić, aby się stamtąd wydostać. Zdecydowanie wolę małe miasteczka.
Prawie do Trzebnicy jechałem drogami dla pieszych i rowerów. Tylko z początku poruszałem się ulicą, bo miała szerokie pobocze. Gdy pobocze zniknęło, musiałem uciekać przed olbrzymią liczbą aut i tirów. Ominąłem obwodnicę Trzebnicy, żeby choć chwilę odpocząć od aut. Niestety tylko na chwilę, bo zaraz znów znalazłem się na tej ruchliwej drodze. Radość przynosiły mi przystanki, na których wcinałem od czasu do czasu zrobione przez Bożenę babeczki, które zostały z imprezy. Polecam, były pyszne. W przyszłym roku też mogłyby się pojawić ;)
Zapadł zmrok, założyłem żółtą kamizelkę z odblaskami i, świecąc jak choinka, jechałem dalej skrawkiem asfaltu, aż w pewnym momencie zobaczyłem cztery reflektory pakujące prosto na mnie. To bezmózgi yeti w swojej kolubrynie zaczął wyprzedzać tir. Skończyłbym źle, gdybym nie uciekł na pobocze. Pozbierałem się i – z olbrzymią dawką adrenaliny – zacząłem jechać dalej. Myślę teraz o porządnej kamerce, bo nawet nie miałem możliwości sprawdzenia numerów rejestracyjnych tamtego mordercy.
W Żmigrodzie pojechałem przez miasto, przez martwe miasto. Żywej duszy nie spotkałem w drodze do dworca. Chciałem sprawdzić godziny odjazdu pociągów. Ostatni pociąg do Poznania jechał w ciągu ponad pół godziny, więc nie zdążyłbym nawet dotrzeć do kolejnej stacji, a co dopiero do Rawicza czy Leszna. Myśli o konieczności powrotu do Poznania z wiatrem prawie w twarz oraz ryzykiem zginięcia na drodze postawiły sprawę jasno – czekam na pociąg i wracam nim do domu. Tyle przygód mnie wystarczyło.
Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, po zmroku i nocne, z sakwami, dojazd pociągiem, rowery / Trek
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa posob
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Nie ma jeszcze komentarzy.
Do Legnicy
Park Krajobrazowy im. gen. Dezyderego Chłapowskiego

Kategorie

Archiwum

Moje rowery