Niecały tydzień temu przeniosłem się do Poznania, w sobotę sprowadziłem swój rower, a wczoraj ostatecznie przeprowadziłem się do nowego mieszkania. Nie jest to najlepsze wyjście, bo mieszkam na ósmym piętrze, a rower musi stać w piwnicy. Przez to konserwacja czy jego naprawa są bardzo ograniczone.
Absolutnie nie znam Poznania. W Krakowie spędziłem całe 3 miesiące wakacji zwiedzając miasto pieszo, aby rok później zacząć poruszać się na rowerze. W Poznaniu zaczynam od zera. Mapa miasta jest mi całkowicie obca i nie potrafię jej zrozumieć. Będę potrzebował dużo czasu zanim ogarnę całe to miasto.
Dzisiaj była moja pierwsza jazda po Poznaniu. No, może druga, bo wczoraj przewiozłem część swoich rzeczy kilkaset metrów między osiedlami, ale tamto się nie liczy. Ruszyłem do pracy spóźniony i trochę pobłądziłem, bo nie miałem ze sobą dokładnej mapy. Raz się jedynie zatrzymałem, aby spojrzeć na drogę, a potem, gdy tylko dojrzałem zamek, to już kierowałem się pamięcią.
Ogólnie nie podoba mi się cała droga dla pieszych i rowerów, którą jechałem z mojego osiedla. Jest niebezpieczna i 80-90% zbudowana z kostki brukowej. Będę musiał znaleźć sposób, aby ominąć tę trasę.
Seria "Po Poznaniu" będzie się ukazywać dopóty, dopóki nie odnajdę idealnej drogi do pracy. Potem będę wpisywał kilometry do statystyk roweru, bo szkoda zaśmiecać blog takimi rzeczami. A seria stanie się rzadkością, gdy nie będę miał pomysłu na nazwę, czyli tak jak w serii "Rowerem po Krakowie".
Ach, zapomniałbym! Okazało się, że osoba, która transportowała moje rzeczy z Legnicy do Poznania jest także rowerzystą. Mogliśmy sobie pogadać o tym i o tamtym w czasie ponad 2-godzinnej jazdy. Trochę niestety rzucało w trasie i mój rower lekko się poturbował, gdy zabezpieczenie nie wytrzymało na którymś zakręcie. Jakie to teraz robią słabe linki.