Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

Japonia / Tōkyō

Dystans całkowity:790.50 km (w terenie 1.70 km; 0.22%)
Czas w ruchu:49:41
Średnia prędkość:15.91 km/h
Maksymalna prędkość:48.34 km/h
Suma podjazdów:3364 m
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:46.50 km i 2h 55m
Więcej statystyk

Z ogrodu do ogrodu po Tōkyō

22.2401:37
Wczoraj nie jeździłem, ale wybrałem się na długi spacer. Odwiedziłem dwa razy Shinjuku Gyoen, gdzie zrobiłem mnóstwo zdjęć. Dwukrotnie, bo za pierwszym nie wziąłem aparatu. Niestety światło zdążyło się zmienić i zdjęcia nie wyszły takie, jak chciałem. Ale załączam je do pokaźnej kolekcji. Nie mogłem się zachwycić widokami, bo choć wszystkie są podobne, to jednak każdy zawiera coś innego.
Dzisiejszy dzień zaplanowałem z udziałem map Google, w których zostały dodane popularne miejsca do podziwiania kwitnienia wiśni. Wybrałem kilka leżących na drodze do kolejnego noclegu i ruszyłem. Na początek był Meij-ijingū Gaien, ale rozczarowałem się. Objechałem część kompleksu i nie znalazłem miejsca przeznaczonego na hanami. Tak właściwie, duża część drzew wiśni przekwitła. Potem jeszcze w kilku innych miejscach zobaczyłem w połowie gołe drzewa. Hanami w Tōkyō dobiega końca.
Obok znajdował się pałac Akasaka, który przyjmuje dygnitarzy z całego świata. Strzeżony przez mundurowych, ale można zwiedzić wnętrza po uprzedniej rezerwacji. Chętnych nie brakowało.
Następnym punktem był Tōkyō Middotaun (albo Midtown z angielskiego) i znajdujący się obok maleńki park Hinokichō-kōen. Drzew wiśni niewiele, ale ludzi piknikujących na trawie nie brakowało.
Na swojej drodze miałem wieżę tokijską, więc nie mogłem się nie zatrzymać. Kolejne zdjęcia do kolekcji z tych samych miejsc, ale w innym świetle, więc nie są to duplikaty.
Kyū Shiba Rikyū Onshi-teien, czyli Stary Ogród Cesarski Shiba Rikyū (albo jakoś tak) był kolejny na liście. Zapłaciłem za wejście, a tam mnóstwo pracowników biurowych. Akurat była pora lanczu, więc po części to zrozumiałe, choć zastanawiam się, czy to zwyczajne, że tam jedzą kanapki i inne dania na wynos, czy może ze względu na hanami pracownicy postanowili spędzić godzinę obiadową na kocach pod drzewami wiśni. Może praca od 7 do 19 nie pozwala im na taki odpoczynek w innej porze. Życie pracoholika w Japonii jest ciężkie.
Tuż obok znajdowały się ogrody królewskie Hamarikyū Onshi-teien, większy kompleks, ale szybko go obszedłem. Czas mnie gonił, więc pojechałem do parku Ueno-kōen. Przypomniała mi się poprzednia wizyta tamże 2,5 roku temu. Nawet trafiłem na uliczkę, która wtedy była pusta, a dzisiaj zapełniały ją stragany z jedzeniem i ławki z radosnymi Japończykami, którzy spędzali hanami w towarzystwie rodzin i przyjaciół.
Powoli opuszczałem park, gdy zaczepił mnie Japończyk, zwracając się z pytaniem, czy jestem z Polski – zapytał po polsku. Jak się okazało, uczył się polskiego kilkadziesiąt lat wcześniej. Był to jego czwarty język po japońskim, rosyjskim i angielskim. Zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie, porozmawialiśmy chwilę i poszliśmy w swoje strony.
Miałem jeszcze dwa miejsca do odwiedzenia, ale robiło się późno, więc pojechałem prosto do hostelu. Pod świątynią Sensō-ji był straszny tłok i jak zwykle nie miałem gdzie zostawić roweru. Pomyślałem, że mogę zostawić rzeczy w hostelu. Zrobiłem więc szybki spacer, bo było blisko i na tym zakończyłem dzień podróży. Już dawno nie zrobiłem tylu zdjęć.
Kategoria za granicą, z sakwami, na trzech kółkach, kraje / Japonia, Japonia / Tōkyō, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Wiśniowe Tōkyō

26.2101:34
Kolejny dzień wiśniowego szaleństwa. Zaplanowałem odwiedzić kilka popularnych miejsc w Tōkyō. Dzień był równie ciepły, jak wczoraj.
Na pierwszy ogień poszła rzeka Meguro-gawa, a właściwie kanał, wokół którego zostało posadzonych kilkaset drzew wiśni. Widok przepiękny, a dodatkowo gdy kwiaty zaczynają przekwitać, rzeką spływają setki płatków. Podobno widok jest niesamowity. Obszedłem kanał w obie strony, aż się skończyły drzewa. Ludzi też było dużo, więc wszystko spacerkiem. Najciężej jest znaleźć miejsce na rower, aby zrobić zdjęcie, potem kolejne zdjęcie, i jeszcze jedno. Fotografia i kolarstwo są bardzo żmudnym połączeniem.
Kolejnym punktem była wieża tokijska. Gdy tylko ją ujrzałem, ach, była przepiękna. Przypomniało mi się, jak zatrzymałem się w hostelu obok. Nie zdawałem sobie wtedy sprawy z bliskości wieży, aż w końcu dojrzałem ją pomiędzy budynkami. Dzisiaj zobaczyłem ten sam widok, ale strasznie chciało mi się pić i, zajęty szukaniem sklepu, nie uwieczniłem tego na zdjęciu. Obszedłem wieżę wokół i pojechałem jeszcze do świątyni Zōjō-ji, gdzie ludzie pozajmowali miejsca pod piknik. W sumie w każdym parku można zobaczyć świętowanie hanami. Niektórzy od wczesnych godzin porannych siedzą na plandekach, aby zaklepać najlepsze miejsca.
Ruszyłem w kierunku ogrodów cesarskich. Zastałem setki albo tysiące ludzi. Wpuszczano ich jedną bramą, a wypuszczano aż dwiema. Objechałem całość, trafiając pod Chidori-ga-fuchi, fosę otoczoną drzewami wiśni. Ludzi tak samo dużo, jak wszędzie. Wyczerpałem swoje pokłady energii i cierpliwości, aż zapragnąłem wrócić do hostelu. Wyszedłem jeszcze na spacer po okolicy, bo potrzebowałem znaleźć sklep elektroniczny. Przy okazji znalazłem Godzillę.

Kategoria za granicą, kraje / Japonia, Japonia / Tōkyō, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Tokijskie hanami

41.8902:29
Dzisiaj krótko. Był gorący dzień, przenosiłem się do Tōkyō. Trwa okres kwitnienia drzew wiśni, więc widziałem ich mnóstwo i mnóstwo razy się zatrzymałem, aż w końcu dojechałem do Shinjuku. Znalazłem mój nocleg, zostawiłem rzeczy i pojechałem szukać szczęścia.
Miałem w planach zobaczyć kilka miejsc, ale skończyło się na parku Yoyogi, który jest na tyle olbrzymi, że można tam spędzić mnóstwo czasu. Zostawiłem rower na parkingu, bo od północnego wejścia obowiązuje zakaz jazdy (nie jestem pewien, czy można iść z rowerem). W sumie mogłem objechać park, ale bez roweru wygodniej się robi zdjęcia ludziom w losowych momentach. Nie jestem jednak na tyle odważny, aby to robić, więc zwykle robię zdjęcia grup ludzi, aby byli oni tłem, a nie pierwszym planem.
Hanami, czyli święto podziwiania kwitnących drzew wiśni. Czas, który spędza się ze znajomymi. Jest to również czas, gdy można poznać wiele nowych osób. W parku Yoyogi byłem jedynie obserwatorem, bo w tygodniu jestem ograniczony czasowo i musiałem wracać, żeby zdążyć przed pracą.
Kategoria za granicą, z sakwami, na trzech kółkach, kraje / Japonia, Japonia / Kanagawa, Japonia / Tōkyō, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Zmywam się z Tōkyō

32.1602:24
Dosłownie, bo lało jak z cebra przez cały dzień. Miałem zatrzymać się w Tōkyō przez tydzień, ale wytrzymałem zaledwie 4 dni. Wczoraj wyszedłem na miasto i pieszo, pociągami oraz metrem odwiedziłem kilka miejsc, wliczając Akihabarę, ogród cesarski (bez roweru, bez problemu), Shinjuku, Harajuku i Shibuyę. Dzisiaj, mimo nieustannej ulewy, chciałem opuścić to miasto.
Deszcz nie pozwolił mi na zrobienie nawet jednego zdjęcia, więc musiałem się zadowolić widokiem z hostelu oraz wczorajszymi fotografiami spod parasola. Pojechałem do Yokohamy. Po drodze nie było niczego ciekawego. Lało bez przerwy i mogę to powtarzać w kółko, bo przemokłem już po kilku kilometrach jazdy. Ubrania, które na Islandii radziły sobie z każdą ulewą, w Japonii zaczynały przeciekać strasznie szybko.
Dojechałem do hotelu i okazało się, że sakwa, którą miałem zamontowaną na bagażniku przy siodełku przeciekła. Na szczęście nic strasznego się nie stało, ale straciłem zaufanie do niej. Dobrze, że w moim pokoiku miałem bardzo dobre ogrzewanie. Mogłem wszystko wysuszyć.
Kategoria na trzech kółkach, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Kanagawa, Japonia / Tōkyō, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Toksyczne Tōkyō

39.4103:19
Przenoszę się do nowego hostelu. Dzisiaj wyjątkowo nie padało, a chmury na niebie stworzyły bardzo dobre oświetlenie, więc byłem zadowolony ze scenerii do zdjęć.
Mój nowy hostel był niedaleko, bo chciałem mieć blisko do Roppongi Hills. Pojechałem najpierw zostawić przyczepkę, zahaczając o wieżę tokijską, a potem ruszyłem na lekko w miasto. Jako że byłem blisko dzielnicy Shibuya, gdzie znajduje się stacja z pomnikiem psa Hachikō, którego historię utrwalono na przynajmniej dwóch filmach, pojechałem tam. Stacja jest wielkim placem budowy, zupełnie jak 2 lata temu, więc nic się nie zmieniło. Obok jest przejście dla pieszych, które jest uważane za najbardziej ruchliwe na świecie. Tłumy były również podczas mojej wizyty, więc rower zupełnie tam nie pasował.
Pojechałem do pałacu cesarskiego, a właściwie pod jego bramy, bo przecież nie ma tam parkingu rowerowego. Nic nie mogłem zrobić, a poszukiwania miejsca dla roweru zakończyły się fiaskiem. Ruszyłem do kolejnego punktu dzisiejszego programu – Parku Yoyogi. Rower zostawiłem na niewielkim parkingu, który wyjątkowo istniał. Obszedłem kawałek parku, a właściwie teren chramu Meiji Jin-gū. Przeszedłem przez kilka bram, kupiłem parę pamiątek w sklepie, który odwiedziłem też 2 lata temu i wróciłem po rower. Akurat zamykali park, bo wstęp jest ograniczony czasowo.
Pojechałem znowu do Roppongi Hills, aby zobaczyć co się dzieje podczas drugiego dnia polskiego festiwalu. I co ciekawe, można tam znaleźć bezpłatny parking wewnątrz wieżowca. A tak mi odradzali wczoraj przyjazd rowerem.
Dojrzałem owoc wczorajszego ustawiania sceny pod budynkiem. Trwały jakieś targi, na których można było kupić produkty z innych prefektur oraz zjeść coś dobrego. Odwiedziłem większość stoisk i dałem się namówić na kupno nashi, czyli gruszek chińskich, które w Japonii są bardzo popularne. A potem wróciłem do mojego planu i poszedłem na drugi festiwal.
Spotkałem Krzysztofa Gonciarza, którego wyjazd do Japonii miał duży wpływ na moje życie. Wymieniliśmy zaledwie kilka zdań, bo był zajęty kręceniem filmu dla polskiej ambasady. Zjadłem żurek, a właściwie kubeczek żurku, który kosztował ok. 25 zł. To już nie jest Polska. Pokręciłem się jeszcze trochę po Roppongi Hills, posłuchałem chwilę Moniki Brodki, która miała swój udział w programie festiwalu i pojechałem do hostelu.
Dzień zleciał mi jakoś bardzo szybko. Ulice Tōkyō zabierają strasznie dużo czasu, bo ciągłe czerwone, auta na ulicach, ludzie na chodnikach. Nie jest łatwo dla kogoś, kto ma w głowie islandzką wolność. Kolejnym błędem był przejazd przez centrum dzielnicy Shibuya wieczorem. Właściwie to przejście, bo ruch był tam tak duży, że korki tworzą się nawet wśród pieszych. Nie polecam takiego doświadczenia. Tōkyō nie jest dla mnie. Zniechęca mnie do podróżowania po Japonii. Pomyśleć, że w pierwotnym planie chciałem zatrzymać się tutaj aż miesiąc.
Kategoria na trzech kółkach, po zmroku i nocne, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Tōkyō, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Polski festiwal w Tōkyō

22.7901:41
Po wczorajszym upale nie zostało nic. Od rana lało i mżyło na przemian. Okropna pogoda, a mnie się zachciało jechać przez Tōkyō. Całe szczęście miałem niedaleko do kolejnego hostelu. Dzisiaj chciałem odwiedzić miejsce, dla którego pojawiłem się w stolicy Japonii po raz pierwszy od przylotu do kraju, czyli od ponad pół roku. Swoją drogą, strasznie szybko to zleciało.
Mój obecny hostel chwalił się niewielkim dystansem do Sensō-ji, jednej z najpopularniejszych świątyń Japonii. Spojrzałem na mapę i się rozczarowałem, bo kompleks znajdował się kilka ładnych kilometrów na południe. Zacisnąłem zęby i, ubrany po uszy, ruszyłem po ulicach wielkiego miasta. Przyjemnie nie było, wielokrotnie kończyłem na chodnikach przez zbyt duży ruch lub korki.
W końcu dotarłem do celu. Brak parkingu dla roweru wymusił na mnie pozostawienie roweru na ulicy obok. Zabrałem parasolkę i aparat, i ruszyłem pieszo na podbój mojej pierwszej świątyni, którą zobaczyłem 2 lata temu i która wywarła na mnie olbrzymie wrażenie. Dzisiaj wrażenie nadal pozostaje, choć tłumy zwracały większą uwagę niż otoczenie. Przywykłem do cichych miejsc, których w Japonii wciąż można spotkać wiele, a w stolicy jest niestety tłoczno.
Kolejnym punktem na dzisiaj był pałac cesarski, który stał na mojej drodze. Obowiązywał zakaz wprowadzania rowerów, a o parkingu to nawet ochrona nic nie wiedziała, więc darowałem sobie ten punkt programu i pojechałem do hostelu. Dojechałem tam na kilka godzin przed możliwością zameldowania się, więc zostawiłem rzeczy w przechowalni bagażu. Rower, za naradą, zaparkowałem w garażu budynku i poszedłem do Roppongi Hills, wieżowca, w którym odbywał się polski festiwal.
Próbowałem zdobyć program festiwalu po polsku lub po angielsku, ale bezskutecznie. Sam festiwal zaskoczył mnie swoim niewielkim rozmiarem, wręcz kompaktowym. Tuż pod budynkiem widziałem jak stawiali wielką scenę. W pierwszej chwili sądziłem, że to właśnie tam miał się odbyć wspomniany festiwal, ale to było zupełnie inne wydarzenie.
Wracając do polskiego festiwalu, w programie było wiele występów muzyki klasycznej i jazzowej w wykonaniu Japończyków oraz Polaków. Spędziłem tam może z godzinę, kupiłem trochę prezentów dla Couchsurferów (te zabrane z Polski powoli mi się kończyły), zjadłem polski bigos. Tak właściwie to dla polskiego jedzenia się tam pojawiłem. Tylko strasznie drogo. Importowane, więc pewnie dlatego.
Festiwal miał trwać jeszcze pół dnia, ale ja miałem pracę, więc wróciłem do hostelu. Po drodze moją uwagę przykuła wieża tokijska, najpiękniejsza wieża, jaką znałem. Nie mogłem się oprzeć i przespacerowałem się wokół niej. Przepiękna konstrukcja.

Kategoria na trzech kółkach, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Tōkyō, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Zatrzymali mnie w Japonii

81.7103:45
Dzisiejsza trasa nie była planowana. Chciałem to rozegrać zupełnie inaczej, ale tak jakoś wyszło.
Zjadłem przepyszne śniadanie w domu gościnnym, pożegnałem się z obsługą i zacząłem jazdę na południe. Był chłodny poranek. Powietrze wyglądało nieprzyjemnie mdławo w przeraźliwym słońcu na bezchmurnym niebie. Dzień nie zapowiadał się ciekawie, bo było płasko. Chciałem się dostać do rzeki Tone-gawa (nazwa czysto przypadkowa), bo zauważyłem na mapie drogi dla rowerów ulokowane na wałach. Jest to pewien standard w Japonii, choć z jakością nawierzchni bywa różnie. I właśnie o tę nawierzchnię chodzi. Jadąc po tej drodze zobaczyłem zakaz wjazdu, więc zjechałem na wewnętrzną część wału, bo biegła tamtędy równiutka i pusta droga o dwóch pasach ruchu, bez dostępu dla aut, bo wszystko zablokowane ogrodzeniami. Cuda i dziwy, że coś takiego istnieje. Pojechałem więc tamtędy i po kilku kilometrach wyskoczył z pobocza Japończyk. Budowlaniec zaczął coś mówić, po chwili dołączyło do niego kilku innych. Kompletnie nie rozumiałem o co chodziło. Zrozumiałem za to uwagę jednego z kompanów, że ja to na pewno nic nie rozumiem. Wszyscy byli uśmiechnięci i pokazali mi drogę gruntową obok asfaltu, który był od tamtego odcinka częściowo ogrodzony. Pojechałem zgodnie ze wskazaniem robotnika po błocie i w najbliższym miejscu odbiłem z powrotem na wał, na którym zakaz już nie obowiązywał. To była przedziwna sytuacja. Droga niby jest, a jednak jej nie ma.
Rzeka się rozdzieliła nowy odcinek nazywał się Edo-gawa. Nawierzchnia była różnej jakości, często dochodząc do kilku metrów szerokości. Niestety nie było ładnych widoków, więc jechało się dosyć monotonnie. Jednak dzięki brakowi skrzyżowań czy sygnalizacji świetlnej mogłem jechać bez zbędnych postojów. Zatrzymywałem się jedynie w cieniu, aby odpocząć od smażącego słońca.
Im bliżej Tōkyō, tym więcej rowerzystów spotykałem, chociaż ich liczba nie była jakaś porywająca, jak to sobie wyobrażałem. Jechałem właśnie do tej metropolii, mimo że wcześniej planowałem zatrzymać się gdzieś w prefekturze Saitama. Nie wiem, co mnie porwało na taką decyzję, ale jazda po tym mieście nie była najprzyjemniejsza. Dużo aut, dużo świateł, dużo ludzi. Ciężko się jechało. Trafiłem na kilka pasów rowerowych i namalowanych na drodze sierżantów, ale to raczej oczywiste, bo tego się oczekuje od dużych miast, aby gwarantowały usprawnienia dla rowerzystów.
W końcu dojechałem do hostelu. Spotkałem tam samych obcokrajowców. Rozmawiali strasznie głośno, więc praca w słuchawkach była obowiązkiem, ale na szczęście nie hałasowali w nocy. Witamy w Tōkyō.

Kategoria na trzech kółkach, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Ibaraki, Japonia / Tochigi, Japonia / Saitama, Japonia / Tōkyō, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery