Dzisiejszy dzień zaplanowałem z udziałem map Google, w których zostały dodane popularne miejsca do podziwiania kwitnienia wiśni. Wybrałem kilka leżących na drodze do kolejnego noclegu i ruszyłem. Na początek był Meij-ijingū Gaien, ale rozczarowałem się. Objechałem część kompleksu i nie znalazłem miejsca przeznaczonego na hanami. Tak właściwie, duża część drzew wiśni przekwitła. Potem jeszcze w kilku innych miejscach zobaczyłem w połowie gołe drzewa. Hanami w Tōkyō dobiega końca.
Obok znajdował się pałac Akasaka, który przyjmuje dygnitarzy z całego świata. Strzeżony przez mundurowych, ale można zwiedzić wnętrza po uprzedniej rezerwacji. Chętnych nie brakowało.
Następnym punktem był Tōkyō Middotaun (albo Midtown z angielskiego) i znajdujący się obok maleńki park Hinokichō-kōen. Drzew wiśni niewiele, ale ludzi piknikujących na trawie nie brakowało.
Na swojej drodze miałem wieżę tokijską, więc nie mogłem się nie zatrzymać. Kolejne zdjęcia do kolekcji z tych samych miejsc, ale w innym świetle, więc nie są to duplikaty.
Kyū Shiba Rikyū Onshi-teien, czyli Stary Ogród Cesarski Shiba Rikyū (albo jakoś tak) był kolejny na liście. Zapłaciłem za wejście, a tam mnóstwo pracowników biurowych. Akurat była pora lanczu, więc po części to zrozumiałe, choć zastanawiam się, czy to zwyczajne, że tam jedzą kanapki i inne dania na wynos, czy może ze względu na hanami pracownicy postanowili spędzić godzinę obiadową na kocach pod drzewami wiśni. Może praca od 7 do 19 nie pozwala im na taki odpoczynek w innej porze. Życie pracoholika w Japonii jest ciężkie.
Tuż obok znajdowały się ogrody królewskie Hamarikyū Onshi-teien, większy kompleks, ale szybko go obszedłem. Czas mnie gonił, więc pojechałem do parku Ueno-kōen. Przypomniała mi się poprzednia wizyta tamże 2,5 roku temu. Nawet trafiłem na uliczkę, która wtedy była pusta, a dzisiaj zapełniały ją stragany z jedzeniem i ławki z radosnymi Japończykami, którzy spędzali hanami w towarzystwie rodzin i przyjaciół.
Powoli opuszczałem park, gdy zaczepił mnie Japończyk, zwracając się z pytaniem, czy jestem z Polski – zapytał po polsku. Jak się okazało, uczył się polskiego kilkadziesiąt lat wcześniej. Był to jego czwarty język po japońskim, rosyjskim i angielskim. Zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie, porozmawialiśmy chwilę i poszliśmy w swoje strony.
Miałem jeszcze dwa miejsca do odwiedzenia, ale robiło się późno, więc pojechałem prosto do hostelu. Pod świątynią Sensō-ji był straszny tłok i jak zwykle nie miałem gdzie zostawić roweru. Pomyślałem, że mogę zostawić rzeczy w hostelu. Zrobiłem więc szybki spacer, bo było blisko i na tym zakończyłem dzień podróży. Już dawno nie zrobiłem tylu zdjęć.
