Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2013

Dystans całkowity:1005.22 km (w terenie 177.67 km; 17.67%)
Czas w ruchu:43:51
Średnia prędkość:22.92 km/h
Maksymalna prędkość:60.00 km/h
Suma podjazdów:5682 m
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:67.01 km i 2h 55m
Więcej statystyk

W deszczu na cappuccino

60.4703:18
Jarek rano wysłał do mnie SMS, że o 11 jedziemy do Myśliborza. Ponieważ dziś sobota, to spałem dłużej, przez co do telefonu zajrzałem na pół godziny przed wyznaczoną godziną. Umówiliśmy się, że dogonię ich w Warmątowicach. Za oknem lało, więc założyłem ubrania, które kupiłem specjalnie na (nieudaną) deszczową majówkę, także dzisiaj przeszły swój test bojowy.
Ruszyłem o 11:24 i dogoniłem Jarka, Bożenę i Piotrka za skrzyżowaniem z drogą szutrową w Warmątowicach Sienkiewiczowskich. Udało mi się przez nieszczęście Piotrka, który złapał kapcia. Inaczej dużo więcej czasu zajęłoby mi nadrobienie ponad 20 minut różnicy – zwłaszcza że moja średnia zaczynała słabnąć. Dogoniłem jeszcze Monikę i Anię, które pojechały przodem, gdy reszta czekała na mnie. I w takiej ekipie już jechaliśmy dalej.
Moja kurtka nie nadaje się do szybkiej jazdy. Była mokra i na zewnątrz, i wewnątrz. Myślę jednak, że sprawdziłaby się podczas deszczowej majówki (o ile nie szedłbym w kierunku wysokiej średniej). Co do spodni, to bardzo dobrze wypadły. Dodatkowe ochraniacze na buty uchroniły mnie przed niejedną kałużą. Jedynym minusem jest szerokość nogawek i tym samym brak ściągaczy – spodnie mogą się w końcu przetrzeć i podziurawić. Trzeba będzie coś z tym zrobić, ale tak prędko ponownie nie wyjdę na rower w taki deszcz.
Za Słupem Piotrek złapał kolejnego kapcia. Na szczęście ostatniego dzisiaj i mogliśmy szutrami dostać się do Chełmca, a później asfaltem do Myśliborza – do baru Kaskada. Tam zasiedliśmy w ogródku pod parasolem, bo przy okazji rozpadało się. Zamówiliśmy trochę łakoci – ciasto cappuccino, a ja do picia wziąłem kawę latte. Po godzinie trzeba było się ruszyć, ale jazda nie była przyjemna w mokrej kurtce. Na szczęście po pewnym czasie rozgrzałem się i było lepiej. Niestety wtedy zauważyłem, że mój licznik odmówił współpracy. Nie udało mi się ustalić przyczyny na miejscu, przez co czas jazdy ustaliłem z czasu ruchu zapisanego śladu GPS. A problemem było przesunięcie się magnesu na szprysze, prawdopodobnie przez siłę odśrodkową.
W Męcince odłączyła się od nas Ania, a my jechaliśmy dalej. Bożena cały dzień planowała dzisiaj nakarmić kozy w Duninie, ale ciut się zapędziła w Chroślicach i prawie pojechała na Słup. Skierowaliśmy się do Sichowa, a stąd przez Sichówek do Krajowa. Z początku jechałem tempem Bożeny, która przyspieszała coraz bardziej i niestety dystans do niej zwiększał się. Powiedziała później, że robiła sprinty. Słaby jestem :P
W Duninie przerwa na dokarmianie zwierząt. Dodatkowo osioł miał sesję fotograficzną, do której się uśmiechnął! Podczas dalszej drogi deszcz padał coraz silniej i wszyscy byli przemoczeni. Z początku myślałem o myjni, ale rower częściowo umył się w kałużach, więc w domu tylko go przetarłem z resztek błota i wody.
Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, ze znajomymi, rowery / Trek

Wycieczka rowerowa (Brzeg Dolny)

111.8204:37
Piękny dzień wykorzystany na zaliczanie gmin. Dzisiaj za cel obrałem Brzeg Dolny. Było bardzo ciepło, bo ponad 30 °C, ale wiatr wiał w twarz, więc nie narzekałem. Plan w sumie spontaniczny, bo zapomniałem o tym, że wcześniej zaplanowałem trasę tej wycieczki. Ale tamte rejony na pewno jeszcze odwiedzę, więc nic straconego.
Miałem jechać wolnym tempem, ale coś mnie porwało i jechałem znacznie szybciej. Na początek z przyzwyczajenia skręciłem w drogę na Stare Piekary. Na szczęście szybko to zauważyłem. Później było prosto. No, może pomijając dziurawe drogi. Do Lubiąża dotarłem po godzinie. Droga do celu zaczęła mi się ciągnąć. Stanowczo za mało lasów przejechałem. Ciekawe jak mi się spodoba podróż do Węglińca, gdy już ją zaplanuję i postaram się o dużą dawkę leśnych dróg.
W Brzegu Dolnym nie wiedziałem od czego zacząć. Skręciłem na pierwszym skrzyżowaniu, wjeżdżając tym samym na drogę dla rowerów i dojechałem nią do końca. Dalej obok linii kolejowej aż dojrzałem mapę. Wjechałem na ścieżkę, która jednocześnie jest szlakiem Odry. Po paru chwilach szlak się zgubił, a ja minąłem parę oczek wodnych i dojechałem do pałacu. Jaka szkoda, że nie przetrwał wojny w pierwotnej postaci, bo na starych widokówkach wygląda niesamowicie. Nie do końca wiedziałem gdzie dalej, ale pojechałem za ów pałac, co dziwnie przypomniało mi pałac w Żaganiu. Nie skojarzyłem w pierwszej chwili, ale znalazłem się nad Odrą. Przewertowałem mapę, zrobiłem parę zdjęć i zauważyłem prom, którym rozważałem przedostać się na drugą stronę rzeki. Właściwie planowałem pokonać Odrę przez Wrocław z możliwym zahaczeniem o Oborniki Śląskie. Dobrze, że plan dnia skróciłem, bo nie dałbym rady.
Dojechałem na przystań, miejscowi na rowerach już rozjeżdżali się, a ja badałem tablice informacyjne. Z oddali zaczął machać mi pan z obsługi promu, więc podjechałem, żeby zapytać gdzie się płaci. Powiedział, żebym wchodził na pokład, więc tak zrobiłem. Kiedyś taka podróż kosztowałaby mnie 30 zł, ale cennik się zmienił i zapłaciłem jedynie 2 zł. I przyznam się, że to była moja pierwsza podróż po wodzie :P
Dojechałem do Głoski, z której mogłem skrócić sobie drogę przez Lubiatów i Szczepanów, jednak z powodu budowy mostu na Odrze droga jest zamknięta i zrobiłem dodatkowe kilometry. No ale przejechałem przez Miękinię – wieś, do której prowadzi dziurawy asfalt i wieś, w granicach której droga jest gładka jak pupa niemowlaka.
W końcu wjechałem na równą drogę krajową, aby później standardowo wsiami dojechać prosto do Legnicy.. Za Proszkowem wyprzedziłem skuter i przez to pojechałem nie tak, jak zaplanowałem, bo po kamienistej drodze. W Rogoźniku musiałem wymienić baterię w smartfonie, bo zapomniałem dzień wcześniej ją naładować. Dobrze jest mieć zapasową na wszelki wypadek.
Do Legnicy dojechałem wykończony. Nie wiem co mnie wzięło na tę wysoką średnią. Spróbuję podczas kolejnej setki jechać wolniej, żeby rozłożyć energię na całą podróż.
Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, setki i więcej, rowery / Trek

Tam, gdzie wiatraki

24.2600:56
Po powrocie z uczelni sprawdziłem prognozę pogody, która wskazywała na silne deszcze. Z tego powodu uznałem, że nigdzie nie wychodzę. Zmieniłem zdanie po godzinie, gdy nie spadła ani kropla, a na niebie widoczne były nieliczne chmurki. Taki deszcz zwą opadem konwekcyjnym i mimo szarych chmur wyszedłem na godzinę. Pojechałem przez Gniewomierz i tym razem zamiast przez Legnickie Pole – skręciłem w polną drogę do Księginic. Stąd już miałem z wiatrem, więc pędziłem 30-36 km/h.
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Szybkościowa przez Prochowice

36.9401:18
Znów przez moje przeziębienie nie udało mi się dołączyć do wycieczki. Rudawy trochę poczekają. I choć rano czułem się okropnie, to do popołudnia poczułem się lepiej. Znów szkoda mi było tak pięknego dnia, więc postanowiłem przejechać się do Prochowic, a wrócić przez Piotrówek.
Zaczęło się od wielu postojów przed światłami i przejściami dla pieszych (wyjątkowo dużo dziś ludzi na pasach). Tuż za skrzyżowaniem z ul. Sikorskiego pojawił się rowerzysta. Jechał nawet szybko, także nie wyprzedzałem go. Dopiero jak dostrzegłem jak bardzo ma scentrowane tylne koło – nie mogłem na to patrzeć i przyspieszyłem, jadąc ponad 30 km/h. Gdy zerknąłem jaką mam średnią i zobaczyłem prawie 29 km/h, wtedy przyjąłem wyzwanie i zacząłem jechać tak szybko, jak tylko mogłem, aby utrzymać tak ładną średnią.
W Prochowicach już nie zjeżdżałem na południe, tylko zrobiłem kółko po mieście i – mając średnią 27,1 km/h – zacząłem drogę powrotną. Wynik jest taki, że się mocno zmęczyłem, ale wyszedł ładny rekord, którego tak prędko nie pokonam.
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Trasa na katar

43.1001:57
Od ostatniej wycieczki męczy mnie przeziębienie. Dzisiaj został katar, ale nie chciałem stracić tak pięknego dnia bez wyjścia na rower, więc postanowiłem, że wybiorę się gdzieś wolnym tempem na godzinkę. Wyszedł teren i ciut więcej niż godzina. Standardowo na północ przez Pawice, a dalej przez Gorzelin do Chróstnika. Dużo kałuż i błota, ale starałem się wolno przejeżdżać te przeszkody.
Planowałem wycieczkę na zachód od krajowej trójki, ale uznałem, że za Chróstnikiem będzie zbyt dużo kałuż, więc zjechałem trochę na południe i wbiłem na leśną drogę. Zaczęło robić się chłodno, więc uznałem, że pora wracać do domu i skręciłem na skrzyżowaniu z drogą przeciwpożarową (bo nie miała kałuż) i znów znalazłem się na drodze krajowej. Nie miałem ochoty jechać dziurawą ul. Poznańską, więc pojechałem do końca trójką i skręciłem w wygodną Chojnowską.
Na zakończenie wycieczki spotkałem Jarka, który właśnie wybierał się na rower. Jutro grupa wybiera się w Rudawy Janowickie. Chciałbym pojechać. Mam nadzieję, że dam radę wstać tym razem (w środę nie udało mi się)...
Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, terenowe, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery