Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Droga wojewódzka nr 328

  56.78  02:07
Nazbyt zawierzając prognozie pogody, która tak samo jak wczoraj wskazywała na deszcze od godz. 14, ruszyłem dokończyć mój plan. Aby sobie ułatwić sprawę w razie deszczu zacząłem od kierunku na Chojnów. Niestety zbyt długo zajęło mi ruszenie się i wystartowałem dopiero po godz. 12, mając niecałe 2 godziny na wykonanie planu. Gdybym wyjechał wcześniej, to przejechałbym przez Jezierzany i Niedźwiedzice.
Podróż zacząłem jak zwykle od problemów ze złapaniem sygnału GPS. Było gorąco, ale pochmurnie. Jeszcze o godz. 10 niebo było błękitne. Zaryzykowałem, jednak jechałem tak szybko, że średnia podskoczyła do 28 km/h. Tuż przed Chojnowem pojawiły się pierwsze krople i częstotliwość opadu się zwiększała, dlatego postanowiłem znaleźć jakiś zadaszony przystanek i tam zastanowić się co dalej. Poszukiwania spełzły na niczym, a ponieważ deszcz nie był jakoś mocno nieznośny, to postanowiłem jechać dalej.
Dotarłem do Gołaczowa, gdzie znalazł się przystanek. Przeczekałem trochę, bo deszcz się wzmógł. Jak ustał, ruszyłem dalej, robiąc kolejny postój pod autostradą, żeby przetrzeć okulary. Tutaj była pewna scenka, bowiem usłyszałem długi dźwięk klaksonu, a po pewnym czasie wyłoniło się dwóch szosowców i auto. Nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego, co się dzieje, ale jeden z rowerzystów krzyknął coś do mnie, że auto chciało ich przejechać. Zważając na to, że jechali obok siebie pod wzniesienie ślimaczym tempem, mając podwójną ciągłą wymalowaną na jezdni, to reakcja kierowcy auta była zrozumiała. Niezrozumiałe było to, że dziadek zachował się tak impulsywnie i w dodatku uciekł z miejsca zdarzenia, jeśli cokolwiek się wydarzyło poza tym trąbieniem. Z ciekawości ruszyłem żwawszym tempem, ale widocznie dali sobie spokój, bo zatrzymali się na oględziny koła.
Kolejny postój zrobiłem w Nowej Wsi Złotoryjskiej, bo znów zbyt mocno padało. Tam odpocząłem trochę, bo deszcz przybierał na sile. Gdy zmniejszył się wyruszyłem dalej, jednak tuż przed Złotoryją lunęło. Udało mi się znaleźć przystanek i na nim przeczekałem ulewę. Byłem mokry, miałem wodę w butach i chciałem już znaleźć się w domu. Trzeba było ryzykować i korzystając z okazji mniejszego deszczu ruszyłem dalej. Na podjeździe tuż za Złotoryją zaczął padać śnieg z deszczem lub grad. W każdym razie nie zapowiadało się ciekawie, więc przyspieszyłem, żeby dostać się do Kozowa na przystanek.
Oberwanie chmury. Przesiedziałem na przystanku pół godziny, wyczekując przejścia chmury, a woda spływająca z ulicy podtapiała mnie. Brak odpływu sprawia, że ten przystanek jest kiepskim schronieniem. Można by powiedzieć z deszczu pod rynnę, no ale na głowę nic nie padało.
W końcu się przejaśniło, a deszcz nie był tak uciążliwy. Udało mi się wydostać z przystanku (w butach SPD nie jest to łatwe) i szybkim tempem (26-30 km/h) jechać przed siebie, nie myśląc o wodzie, która była wszędzie. Nawet jak zaczęło mocniej padać, to nie zatrzymywałem się, tylko przyspieszałem ile sił. Byłem coraz bliżej domu i to dodawało mi jeszcze więcej sił. Ta mokra wycieczka na pewno odciśnie swoje piętno na moim zdrowiu...
Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, rowery / Trek
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa mmyta
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wilkołak
Na szlaku do zamku Cisy

Kategorie

Archiwum

Moje rowery