Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wilkołak

  53.60  02:20
Wczorajsza prognoza na weekend – deszczowo. Dziś rano sprawdziłem pogodę i do godz. 14 miało być pogodnie, więc tuż przed południem udało mi się wyjść. Na początek problem ze złapaniem sygnału GPS, ale pętla wokół kamienic załatwiła sprawę. Za cel obrałem Złotoryję i Chojnów. W drodze do pierwszego miasta dojrzałem Wilczą Górę i postanowiłem o nią zahaczyć.
Poza granicami Legnicy jechało się wygodnie i nie rozumiem czemu jeżdżę tymi dziurawymi asfaltami przez wioski. Jedyną przeszkodą był lekki wiatr w twarz. Ze Złotoryi potrzebowałem skierować się na Wilków, ale szczęśliwie dobrze trafiłem. Dalej dopiero miałem problem, bo nie wiedziałem którędy dojechać na szczyt. Minąłem drogę, która była do tego odpowiednia, ale wtedy tego nie wiedziałem. Była za mocno zarośnięta, żebym ryzykował wjeżdżania na nią. Wjechałem za to na drogę do kopalni. Niestety ponieważ nie jestem klientem, to nie mogłem wjechać. Ruszyłem dalej, krążąc po Wilkowie.
Jak zwykle moja ciekawość wzięła górę, gdy zauważyłem oznaczenie czerwonego szlaku rowerowego. Kierowało ono jednak dalej drogą, a ja postanowiłem ruszyć w teren. Decyzja bardzo dobra, bo zobaczyłem szczyt i jechałem dalej. Bałem się, że cały rezerwat może być ogrodzony, gdy zauważyłem kolczaste ogrodzenie. Na szczęście tak nie było, a tamten teren musiał być jakimś strategicznym miejscem, że został ogrodzony.
Dojechałem do znakowanego szlaku pieszego i zacząłem moją podróż. Z początku było ślisko. W jednym miejscu do tego stopnia, że zrzuciło mnie z roweru. Minąłem też węża lub jaszczurkę, choć na padalca zwyczajnego był zbyt czarny. Przejechałem po drodze brukowej, która prowadziła obok wspomnianego ogrodzenia, także mogłem skrócić sobie drogę, gdybym wiedział.
W końcu szczyt i grzmoty burzy, której czarne chmury snuły się od jakiegoś czasu próbując mnie przekonać do odwrotu. Pokręciłem się parę chwil po tamtym zaśmieconym miejscu i pojechałem dalej szlakiem, mijając już ładniejsze widoki.
Na dole uznałem, że nie ma sensu jechać przez Chojnów, bo może się rozpadać. W dodatku była coraz późniejsza godzina i mogłem nie zdążyć wrócić do domu. Jak na złość wiatr zmienił siłę i kierunek, przez co moje opóźnienie coraz bardziej się zwiększało.
Chcąc ominąć podjazd, skręciłem na Kozów, ale to pomogło jedynie w tym, że podjazd był mniej stromy. Jechałem po ulicy, którą przesunęli na wschód, żeby na zachodnim pasie wybudować chodnik. Ciekawi mnie czemu nie zrobili chodnika po stronie wschodniej, skoro byłoby prościej.
Martwiło mnie, że będę miał mało kilometrów przejechanych, dlatego w Legnicy, ponieważ nadal nie padało, ruszyłem przez obwodnicę. Przed ogródkami działkowymi zaczął się mokry asfalt, więc pomyślałem, że odrobinę pokropiło. Jak już wjechałem na Domejki, to wiedziałem, że nie było to trochę. Kałuże wielkości jezior. Dobrze, że szybko skończyła się ta dziurawa droga i wjechałem na wygodną Chojnowską. Tam przeszkadzało tylko błoto na poboczach. Nie wiem czemu w Legnicy już nie sprzątają ulic. Kiedyś było to codziennością, gdy rano pod moim oknem przejeżdżała superzamiatarka LPGK kupiona w 2011 roku. Już od dawna jej nie słyszałem. W każdym razie ominęła mnie ulewa, ale i tak zmokłem od kałuż.
Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, góry i dużo podjazdów, rowery / Trek
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa accza
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Nie ma jeszcze komentarzy.
Zamek w Jaworze
Droga wojewódzka nr 328

Kategorie

Archiwum

Moje rowery