Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Na szlaku do zamku Cisy

  136.61  06:25
Dobra pogoda powróciła, więc trzeba było korzystać z okazji. Szkoda, że miałem kilka spraw na głowie i ruszyłem dopiero około 16 – leniwym tempem, bo prosto po obiedzie. Postanowiłem zobaczyć Zamek Cisy. Z tym że nawet nie wiedziałem gdzie go szukać. Miałem to sprawdzić, ale wyleciało mi to z głowy. Miałem nadzieję, że znajdę jakąś mapę regionu z położeniem mojego celu.
Mam w końcu mapnik. Zdecydowałem się na ten z Decathlonu. Skróciłem sobie dzięki niemu czas postojów. W czasie jazdy korzystanie jest utrudnione przez nierówności na drogach.
Nie lubię jeździć po bruku w Ogonowicach, dlatego ominąłem miejscowość szerokim łukiem. Nie jechałem też terenem ze względu na wczorajszy deszcz. Po ostatniej mojej podróży w deszczu mój rower się umył i nie chciałem go zabrudzić.
Przejeżdżając przez Snowidzę zaciekawiła mnie pewna brama. Do tej pory myślałem, że to jakiś zakład pracy, ale to park, o którym ostatnio czytałem. Jest tam też pałac, który niestety popada w ruinę, będąc w prywatnych łapach.
W tej samej miejscowości pomyliłem drogi na mapie i sądziłem, że jadę inną niż planowałem. Przez tę wpadkę pojechałem w kierunku Luboradza. Gdy zauważyłem, że coś jest nie tak, sprawdziłem swoją pozycję na mapie w telefonie i, nie mając innego wyjścia, zawróciłem. Dalsza droga bez takich niespodzianek. Przez Strzegom przejechałem też bez problemu. Nawet ulica, która była ostatnio dla mnie zamknięta okazała się być ulicą jednokierunkową ze względu na przebudowę.
Mapy nie zawsze są dokładne. Dotyczy to zarówno tych papierowych, jak i OpenStreetMap. Chciałem dostać się do Olszan, żeby nie jechać już drogą wojewódzką. Miałem szczęście wjeżdżając na drogę, która była na mapie. Niestety to, co dobre kończy się szybko i droga też się skończyła. Jak się okazało droga się nie skończyła, tylko zamieniła się w zarośniętą trawą drogę rolniczą. Szczęśliwie nie musiałem zawracać, tylko zjechałem po rozlatującym się asfalcie do drogi wojewódzkiej, a stamtąd już na Olszany.
Świebodzicki Rynek jest w przebudowie do końca wakacji szkolnych, więc nie przyciąga. Szybko stamtąd się zmyłem i zacząłem szukać jakiegoś kierunkowskazu. Z mapy pod murami obronnymi niczego nie dowiedziałem się, więc jechałem dalej aż natknąłem się na znak "Cis Bolko". Zaintrygowany podobieństwem nazwy do dębu ruszyłem w kierunku, który wskazywał. Po drodze znalazł się szlak do Zamku Cisy, dlatego wiedziałem, że zrealizuję swój dzisiejszy plan. Właśnie zauważyłem, że wrócę do Świebodzic ze względu na XIX-wieczny dworzec kolejowy.
Nie miałem ochoty na teren, ale mimo to ruszyłem szlakiem. Moja podróż została niestety przerwana przez Czyżynkę. Brak mostu do przeprawy oraz wartki nurt uniemożliwiły mi kontynuację. Taki quad, to co innego. Chłopak z lekkim trudem, ale przejechał wodę na czterokołowcu, a ja podgryzany przez komary zawróciłem. Dojechałem do Cieszowa i zjechałem powoli (dużo wody na ulicy) przez tę wieś.
Wpadłem na pomysł, żeby zobaczyć Stare Bogaczowice w ramach rekompensaty mojego niefartu. Wieś jest duża i warto jej poświęcić trochę czasu, żeby zobaczyć wszystkie zabytki. A rozeznać się można na ręcznie malowanej mapie, która niestety mnie zatrzymała na kilka chwil, ponieważ północ znajduje się na niej na dole, a nikt nie pomyślał, żeby dorysować różę kierunków. Wjechałem też na chwilę na drogę tuż za najbardziej widocznym kościołem mając nadzieję na lepsze ujęcie, ale tylko pozachwycałem się widokami gór.
Jadąc do tej miejscowości minąłem drogę przez Sady Górne i pomyślałem, że tamtędy wrócę. Zmieniłem zdanie ze względu na zmrok i postanowiłem pojechać z górki drogą krajową. Jednak nim tak się stało, to musiałem zdobyć jedną górkę, którą w sumie podjeżdżałem już od Chwaliszowa. Prawie pojechałbym do Kamiennej Góry, ale ostatnie zerknięcie na mapę i jechałem do Domanowa. Droga nie była najlepsza, bo asfalt momentami zamieniał się w drogę terenową najeżoną kałużami. Tak jechałem i zastanawiałem się czy aby to dobra droga, bo przecinała się z leśnymi ścieżkami jakby była jedną z nich. Gdyby nie to, że było jeszcze widno, to bałbym się tędy jechać. Wyjechałem w Pustelniku i wybierając przypadkowo drogę w prawo dotarłem do Domanowa.
Dalsza droga, to zdecydowanie nuda. Lepiej jeździ się za dnia, gdy można popatrzeć na okolice. Choć czasem i noc może mieć swoje uroki, jak widok na cmentarz w Bogorii w zeszłym roku.
W Bolkowie jechałem za rowerzystą bez świateł. Nie udało mi się go dogonić. Zniknął gdzieś w lesie za Świnami. Chciałem już znaleźć się w domu, ale jeszcze miałem taki kawał drogi przed sobą. Nie miałem ochoty na dziurawą drogę krajową z Jawora do Legnicy, więc pojechałem przez Stary Jawor. Dopadał mnie kryzys, ale nie miałem wyjścia – musiałem się dostać do domu o własnych siłach.
Kategoria kraje / Polska, setki i więcej, po zmroku i nocne, góry i dużo podjazdów, Polska / dolnośląskie, rowery / Trek
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa esciu
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Nie ma jeszcze komentarzy.
Droga wojewódzka nr 328
Śląska Fujiyama – Ostrzyca

Kategorie

Archiwum

Moje rowery