To najpewniej ostatnia taka wycieczka w tym roku po Krakowie. Kilka dni nie było pogody, więc odpoczywałem. Staw kolanowy przestał mnie boleć; mam nadzieję, że tak już pozostanie. Dzisiaj zaplanowałem przejechać się po mieście i zerknąć na promocje w Decathlonie. Często miewałem problemy z dostaniem się tam, jednak wystarczy dostać się nad Wisłę i dojechać do końca ścieżką dla rowerów, a stamtąd przez most i prawie jest się na miejscu. Sprytne, tylko trzeba się dostać nad tę Wisłę. Najbezpieczniej ze Starego Miasta dojechać pod Wawel, ale to wydłuża podróż i sprawia, że dostajemy się pod koła i pod nogi rowerzystów, wrotkarzy (oni są z reguły najinteligentniejsi; nie miałem nigdy z żadnym z nich kłopotu na drodze) i pieszych. Jest jeszcze ładna opcja przez Rondo Mogilskie, ale odkryłem to zbyt późno. Zbadam tę trasę innym razem.
Pod Decathlonem wymieniłem baterie w światłach, bo zorientowałem się, że z tyłu mnie nie widać. No i ponieważ baterie w przedniej lampce mam od stycznia, to warto było je rozjaśnić. O wiele lepiej i bezpieczniej, bo od 8 października, wedle nowelizacji prawa, oświetlenie musi być widoczne z odległości 150 metrów. Ja już jestem przygotowany ;D
Nie chciało mi się długo jeździć, zmrok trwał od dobrych kilkudziesięciu minut. Pojechałem jeszcze do marketu po kolację, a tam niestety zawiesił mi się telefon i kawałek śladu musiałem dorysować. Gdybym wiedział co jest przyczyną... Rano, po ładowaniu baterii, też zaliczył zawieszkę. Zaczynam się obawiać o przyszłość nagrywanych tras.