Było jeszcze goręcej. Zostawiłem rower na chwilę i licznik pokazał 40 °C. Wyjechałem jednak za cypel i zaczęło wiać z północy. Spowalniało mnie to, ale dawało odrobinę orzeźwienia.
Po południu na niebie pojawiła się cienka warstwa chmur, która w towarzystwie wiatru pozwalała na bardziej komfortową jazdę. Póki nie pojawiły się podjazdy, ale nie było ich wiele. Wbiłem ostatnie pieczątki na pierwszym z trzech ostatnich szlaków w paszporcie rowerowym i dojechałem do celu. Przez cały dzień jechałem przez powiat Uljin, który w Japonii byłby po prostu miastem. Podział administracyjny tego kraju jest przedziwny, ale szukanie granic wsi i osiedli, by je opisać na mapie jeszcze bardziej ograniczyłby mój i tak już ograniczony czas na sen.