Obudziłem się o 7, akurat gdy otworzyli bramę. Kilka osób jeszcze się kręciło po ośrodku, gdy byłem w namiocie, ale nikt nie podszedł. Okazało się, że rozbiłem się na boisku. Rosa była nieziemsko wielka.
Mokre było wszystko, nawet rower. Spakowałem się i niezauważony ruszyłem szukać szczęścia, ale wcześniej śniadanie. Trafiłem na czynny supermarket. Kupiłem świeże pieczywo i zjadłem pyszne kanapki.
Jechałem na północ. Za miasteczkiem znalazłem leśną drogę. W lesie było chłodno, ale dotarłem do końca i opuściłem las. Przez wioski dojechałem do miasta Olomouc. Chciałem tam zjeść obiad. Wszystkie ogródki były zasypane ludźmi, jednak trafiłem na jeden pusty. Najwidoczniej dopiero otworzyli. Zamówiłem kilka dań, bo nie spieszyło mi się. Przy okazji trafiłem na grupę emerytów z Polski oprowadzanych po rynku.
W drogę. Miałem przed sobą mnóstwo małych wiosek. Zdawać się mogło, że w każdej stały kościół i sklep. Wjechałem na parę dróg dla rowerów, kilka innych przegapiłem. Jakość nie zawsze była dobra. Zatrzymałem się też na szybkie suszenie namiotu, bo słońce prażyło na niebie.
Ostatnie podjazdy i dojechałem na autokemp . Recepcja dzieliła przestrzeń ze sklepem i barem. Pani obsługująca obiekt nawet wzięła mnie za jednego z piwnych klientów i zaczęła mówić o zamknięciu kasy. Byłem jedynym turystą z namiotem. Byli chyba po sezonie, bo łazienkę zastałem zaniedbaną, ale chociaż miałem ciepłą wodę.