Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Akureyri

  75.94  05:50
Obudziłem się, zjadłem śniadanie, zamknąłem na chwilę oczy i... zasnąłem. Nie wiem ile spałem, ale gdy się spakowałem, było daleko po południu. Na niebie znajdowało się pełno chmur, wiatr wciąż wiał z północy, było chłodno. Po prostu nie jechało się przyjemnie. Do tego zacząłem przemarzać w dłonie. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że to nie będzie dobry dzień.
Zatrzymałem się nad wodospadem Goðafoss. Planowałem przenocować na tamtejszym kempingu już wczoraj, ale zabrakło dnia. W ramach rozgrzania się poszedłem na spacer wokół wodospadu. Turyści wydeptali strasznie dużo ścieżek w jego kierunku. Pewnie dlatego po wschodniej stronie było widać świeży, asfaltowy chodnik. Islandia boryka się z trudnymi turystami, którzy chodzą własnymi ścieżkami, niszcząc przyrodę. Czasem nieświadomie, czasem z premedytacją, bo przecież on tylko na chwilę, kilka śladów nie zrobi różnicy. Potem pomyśli tak samo jeszcze kilku innych i przyroda już nie ma sił się odrodzić w tym surowym klimacie.
Nad jeziorem Ljósavatn zatrzymałem się na parkingu. Chowając się od wiatru za kępami traw, chciałem przyrządzić zupę. Miałem ze sobą suszoną rybę, którą wiozłem od kilku dni i która nie smakowała mi tak bardzo, jak wcześniejsze. Zagotowałem wodę, wrzuciłem makaron, warzywa i pokruszoną rybę, potrzymałem to trochę nad ogniem i zjadłem. Pomysł na tę zupę wpadł mi do głowy ładnych kilka dni temu, gdy żułem kolejną paczkę suszonych ryb (niedosłownie paczkę, ale dosyć szybko zjadałem zawartość). Byłem ciekaw smaku po ugotowaniu. Zupa smakowała trochę jak kurczak, ale sama ryba była wciąż zbyt twarda, aby nie trzeba było jej żuć. Przynajmniej pomysł miałem dobry.
Chciałem ominąć kawałek głównej drogi, ponieważ moja mapa Islandii sugerowała objazd. Niestety droga była zablokowana przez ciężki sprzęt. Dowiedziałem się, że w tamtej okolicy drążony jest tunel i najwidoczniej całe zamieszanie spowodowało problemy. Akurat gdy zawracałem, zaczęło lać. Musiałem więc długi podjazd pokonać w deszczu. W sumie i tak dawno nie padało, więc była okazja do umycia roweru.
Widoki za podjazdem były bardzo ładne. Nawet słońce zaczęło się przeciskać między chmurami. Szkoda tylko, że brakowało pobocza, aby się zatrzymać. A gdy akurat trafiłem na drogę wjazdową, złe fatum popchnęło mój rower. Zdałem sobie sprawę, że mam pękniętą stopkę.
Gdy dotarłem do Akureyri, był wieczór, a ja nie miałem w planach zatrzymywać się w tym mieście ze względu na złą opinię o mieszkających tam Polakach. Byłem jednak zbyt zmęczony, aby jechać dalej i szukać noclegu na dziko, bo do kolejnego kempingu był kawałek.
Jako że miałem trochę czasu, zjeździłem miasto i o ile inne miejscowości były małe, ładne i przytulne, o tyle Akureyri pozostało tylko ładne. Nie przepadam za dużymi miastami, chociaż paradoksalnie mieszkam w Poznaniu. Znalazłem ostatni czynny sklep, a obok niego kemping ze sporą liczbą rozbitych namiotów.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Islandia, pod namiotem, z sakwami, za granicą, wyprawy / Islandia 2016, rowery / Trek
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa yslze
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Nie ma jeszcze komentarzy.
Jezioro Mývatn
Dwa tygodnie na Islandii

Kategorie

Archiwum

Moje rowery