Pogoda w Wielkopolsce wyjątkowo sprzyjała, więc postanowiłem pojechać gdzieś dalej. Wybrałem Wolsztyn, jako że był on w planach od paru tygodni. Ze względu na wschodni wiatr wymyśliłem, że pojadę do Zbąszynia rowerem i wrócę pociągiem. To był dobry plan.
Postanowiłem jechać bocznymi drogami, dlatego ruszyłem przez Wiry, żółtym szlakiem rowerowym przez Wielkopolski Park Narodowy, którego leśne odcinki bardzo mi się spodobały, a potem dojechałem do Łodzi. Po drodze minąłem szlak rowerowy wokół Poznania. Tym odcinkiem przedostawałem się w maju z Mosiny do Stęszewa. Nie zdawałem sobie sprawy, że biegnie on tak blisko centrum Łodzi.
Dalej nie było zbyt ciekawie. Asfalt, słabe krajobrazy, mało lasów, od czasu do czasu jakaś piaszczysta droga, drzewa z robaczywymi jabłkami. Minąłem kilka pałaców, z czego najbardziej mi się spodobał ten w Gościeszynie. Dodatkowo zdobione mury wokół włości przyciągają oko.
Gdy dojechałem do Wolsztyna, nie miałem pojęcia gdzie szukać parowozowni. Nie ma tam słupów informacyjnych, więc mogłem jedynie zgadywać, że muszę się dostać do wyraźnie zaznaczającego się na mojej mapie węzła kolejowego. Dobrze wybrałem. Na jednym peronie stoi 6 zabytkowych lokomotyw, którym można przyjrzeć się z bliska. Kilka kolejnych jest za ogrodzeniem. Parowozownia była już zamknięta, ale tak czy inaczej czas mnie gonił, więc nie mógłbym jej odwiedzić.
Do Babimostu jechałem na przemian asfaltem i piaszczystymi drogami. Czasem trafiały się lżejsze, polne ścieżki. Nie wiem czemu, ale podobało mi się w tamtych okolicach. Może to zbliżający się wieczór nadawał jakiejś magii?
Babimost próbuje postawić na rowerzystów. O ile dwukierunkowe pasy rowerowe wyznaczone na ulicy z nierówną nawierzchnią wyszły im bardzo słabo, o tyle asfaltowa droga dla rowerów, prowadząca w kierunku Zbąszynka, jest dziwnie wygodna. Musieli ją niedawno wybudować, bo jest bardzo równa. Nie da się tego powiedzieć o drogach dla rowerów spotkanych dalej. Zmrok zaczął mnie łapać, gdy mijałem Zbąszynek. Myślałem, że udałoby mi się jeszcze zobaczyć Zbąszyń wraz z tamtejszą twierdzą, jednak trochę źle oceniłem odległość. Po wjechaniu do Zbąszynia, na dworcu kolejowym znalazłem się na 5 minut przed odjazdem pociągu. Ja to mam szczęście. W dodatku trafiłem do nowiuśkiego pociągu. Uchwyty na rowery ma beznadziejne (rower po prostu spadł w trakcie jazdy), ale siedziska nawet porządne.