Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2015

Dystans całkowity:1441.88 km (w terenie 128.06 km; 8.88%)
Czas w ruchu:53:21
Średnia prędkość:19.89 km/h
Maksymalna prędkość:70.30 km/h
Suma podjazdów:9507 m
Maks. tętno maksymalne:125 (63 %)
Maks. tętno średnie:158 (80 %)
Suma kalorii:13001 kcal
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:131.08 km i 5h 20m
Więcej statystyk

Drawieński Park Narodowy

  106.10  05:48
Nie pisałem jeszcze, że na urodziny w zeszłym roku dostałem od kolegów i koleżanek z firmy prenumeratę magazynu „Rowertour”. W marcowym numerze znalazłem wycieczkę „po okolicy”, wczoraj przerysowałem mapkę, a dzisiaj, przed godz. 6, ruszyłem na pociąg. Ulice były takie puste. Do dworca dotarłem na 10 minut przed odjazdem. Jednego nie przewidziałem. Z racji czterech dni wolnego kilkudziesięciu rowerzystów chcących dostać się do Świnoujścia zajęło prawie każdy zakamarek szynobusu. Wynik? Od trzeciej stacji pani kierownik pociągu nie wpuszczała żadnych pasażerów z rowerami. Wielu z nich na pewno miało ciekawe plany. Ja jutro pracuję, dlatego mój plan był krótki. Chciałem dostać się do stacji za Krzyżem Wielkopolskim i przejechać przez park narodowy.
Rębusz, godz. 8.24
Z zaledwie 10-minutowym opóźnieniem dotarłem na stację. Słońce grzało już na niebie, ale wiatr wydawał się chłodniejszy niż w Poznaniu. Nogi mnie bolały już od samego stania, a tyle kilometrów przede mną. Pani kierownik pociągu powiedziała, że nie wpuściła piętnastu rowerzystów. Nikt nie przewidział, że tyle osób przy tak sprzyjających warunkach pogodowych wybierze się na 4-dniowy urlop nad morzem. Miałem tak wiele szczęścia, że udało mi się zacząć mój jednodniowy plan. Potrzebowałem tego szczęścia jeszcze odrobinę, aby znaleźć czynny sklep w dzień wolny od pracy.
Drawno, godz. 11.00
Już wiem, że będzie to leniwy dzień. Średnią prędkość mam bardzo niską. Po 15 kilometrach trafiłem na czynny sklep. Mogłem zjeść, choć nie sądzę, aby kiełbasa dodała mi dużo energii. Na drogach leśnych było dużo piachu. Mocno rzucało rowerem.
Na przystani wodnej nad Drawą brak ludzi. Pewnie za wczesna godzina na kajaki. W Drawnie zastanawiałem się, czy nie odbić z trasy do Kalisza Pomorskiego. Robi się coraz cieplej, więc jadę zgodnie z planem. Od teraz będę miał wiatr w plecy.
Pustelnia, godz. 14.26
Drogi terenowe mnie wykończą. Raz po raz jakaś się pojawiała, a gdy w końcu wjechałem na asfalt, dotarłem do województwa lubuskiego i zaczęły się straszne drogi brukowe wyłożone kamieniem polnym. I tak prawie w całym Drawieńskim Parku Narodowym. Na szczęście robaków nie ma dużo. Minąłem kilka mostów i kładek, setki tablic informacyjnych, wjechałem w lekkie błoto, a nawet dostałem się do dwóch punktów widokowych. Pierwszy okazał się być punktem do obserwacji przyrody (chyba że las rośnie tak szybko), a drugi znajdował się za ogrodzeniem wybiegu dla koni, ale przynajmniej był tam coś widać. Zobaczyłem jeszcze stary cmentarz, kawałek asfaltu i małą osadę Pustelnię. Pozostało ok. 40 km do Krzyża. Zastanawia mnie, czy zdążę na jakiś wcześniejszy pociąg. Nie mam sił na dłuższą wyprawę.
Przesieki, godz. 15.55
Chwilę po ruszeniu spotkałem borsuka. Szybki był. Znalazłem też regulamin parku, bo ciekawiła mnie kwestia rowerów. Rowerzyści mogą więcej, bo piesi mogą poruszać się wyłącznie po szlakach pieszych, a rowerzyści po szlakach rowerowych i wyjątkowo również po szlakach pieszych. Szlaki są z kolei oznaczone doskonale, jeśli chodzi o ich widoczność. Szkoda, że popularność parku jest tak niewielka. Zaledwie kilku ludzi spotkałem. A jeśli chodzi o kajaki, to spływy są możliwe dopiero od 1 lipca. Pewnie z uwagi na faunę.
Gdy w końcu wjechałem na asfalt, jazda stała się taka lekka, jakby ktoś mnie pchał. Szkoda, że trafiłem na dziurawą drogę wojewódzką nr 123. I jak tu zdążyć na pociąg?
Krzyż Wielkopolski, godz. 17.20
Droga była fatalna. Po 8 km wjechałem na coś, czemu bliżej do tarki zasypanej tonami piachu niźli do drogi. Na mojej notatce zorientowałem się w godzinach odjazdu pociągów i zacząłem się martwić, bo odjazd był po godz. 17, a kolejny pociąg dopiero po 20. Spiąłem się i dojechałem na dworzec na minuty przed ruszeniem. Zdążyłem nawet dobiec z rowerem do niewłaściwego pociągu i zawrócić na właściwy peron (pociąg ukrył się za budynkiem rozdzielającym całą stację). Bez rozjazdu i bez jedzenia pojechałem do Poznania. To była wyczerpująca podróż. Zabawne, że jechałem tym samym składem, co rano. Pasażerów można było policzyć na palcach.
PS. Nikt o tym nie pisze ani nie mówi, ale wstęp do Drawieńskiego Parku Narodowego wymaga biletu. Podobno można go gdzieś kupić. Ja dowiedziałem się o tym po fakcie.
Kategoria Polska / zachodniopomorskie, Polska / lubuskie, kraje / Polska, setki i więcej, terenowe, Polska / wielkopolskie, dojazd pociągiem, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery