To już 3 tygodnie bez roweru. Ostatnie 3 dni bardzo sprzyjały do jazdy, jednak ja tego nie wykorzystałem. No, przynajmniej dwóch dni. Wolałem spędzać czas ze znajomymi czy gadać z nimi do czwartej nad ranem. Byłem okrutny dla mojego roweru. W końcu postanowiłem to zmienić i dzisiaj udało mi się siebie wyciągnąć na rower. Nie wiem kiedy ponownie mi się to uda, ale poczułem cały ten czas bycia na odwyku i zmęczyłem się po wjechaniu do Lasku.
Prognoza pogody przewidywała dzisiaj opady około godz. 16, a po godz. 12 zmniejszoną siłę wiatru, czyli idealne warunki na rower. Postanowiłem wybrać się do Lasku Złotoryjskiego, ponieważ nie mogłem pozwolić sobie na dłuższą wyprawę, za późno wstałem :) Wyruszyłem najpierw do Parku Miejskiego. Myślałem, żeby tam trochę pokręcić po południowej części, ale odbiłem na Grabskiego, żeby zobaczyć jak wygląda wylot na Złotoryjską (była pewna nieścisłość na mapie osm.org). Gdy już tam dojechałem, nie chciało mi się zawracać. W planach miałem zbadanie ścieżek, których brakuje na mapie i w ten sposób pokręciłem się tam. Gdy zaczęło kropić tuż po godz. 15, spod schroniska dla psów pognałem przez Park Miejski (nie lubię dziur w Jaworzyńskiej) do domu.