Było przyjemnie chłodno. Wyskoczyłem na Kiekrz, natykając się na trasę triathlonu. Potem pojechałem na spotkanie z Sylwią. Mieliśmy jechać pod Poznań, ale na jednym ze skrzyżowań wyskoczył hulajnogarz. Moja droga hamowania skończyła się na jego nodze, ale z nas wszystkich tylko Sylwia nie zdążyła wypiąć się z pedałów. Sprawca gdzieś się ulotnił, a zdarte kolano zmieniło nam plany. Pokręciliśmy się po Poznaniu, docierając na Rataje. Okazuje się, że tamtejszy skansen kolejowy ma dodatkową atrakcję, jaką jest buchająca parą lokomotywa. Podobno pokaz odbywa się kilka razy dziennie (a przynajmniej w weekend o 18), ale nigdzie nie znalazłem informacji o tym ewenemencie. Ciekawe, czym jeszcze to miasto mnie zaskoczy.
