Nie czułem się najlepiej, ale miałem dzisiaj wolne, a ja na urlopie nie leżę brzuchem do góry, więc powoli zebrałem się na rower i ruszyłem w kierunku Gołańczy. Miało być duże zamglenie, a widoczność była nie najgorsza. Temperatura też wyższa od prognozowanej. Aż zrobiło mi się lepiej.
Ruszyłem do centrum Poznania. Trochę się tam zakręciłem, bo nie patrzyłem na mapę i źle oceniłem kierunek, przez co nadrobiłem drogi. Dowiedziałem się za to, że w końcu położyli asfalt na rondzie na Naramowicach. Nie ma jeszcze znaków, ale przynajmniej zabrali znak drogi dla pieszych, który bezczelnie stał w miejscu drogi dla rowerów.
Dalej przez Biedrusko do Murowanej Gośliny bez niespodzianek. W Murowanej chciałem uniknąć jazdy po beznadziejnych drogach dla rowerów i wkopałem się w teren, chociaż był w dużym stopniu przejezdny dla kolarzówki. Potem jeszcze przed Skokami wjechałem na krótki odcinek terenu pokryty tarką. Brr.
Czas mnie gonił. Zorientowałem się, że nie zdążę do Gołańczy na pociąg. Na kolejny musiałbym czekać ze 3 godziny, a i tak zbliżał się wieczór, więc nie mógłbym robić zdjęć. Zmieniłem plan i ruszyłem ku Wągrowcowi. Trafiłem na Cysterski Szlak Rowerowy, który na mojej mapie, oznaczonym jako asfaltowy, był drogą gruntową – dość rozwaloną przez leśników intensywnie pozyskujących drewno.
Jadąc do Gołańczy, chciałem ominąć Wągrowiec, bo zapamiętałem go jako beznadziejny, antyrowerowy, czarny punkt na mapie. Wiele się nie zmieniło, poza jednym – nową drogą dla rowerów na nasypie dawnej linii kolejowej nr 206. Tylko 2-kilometrowy odcinek, otoczony bezsensownymi barierkami i w połowie dystansu z brakiem możliwości kontynuowania jazdy na wprost, ale ktoś tam zaczął być kumaty. A i dworzec jak ładnie wyremontowany. Tylko windy popsute.