Miałem na dzisiaj chęć, aby wstać wcześnie rano i pojechać do lasu bambusowego, aby zobaczyć go bez ludzi. Plan był piękny, ale po wczorajszym maratonie nie miałem sił i ruszyłem bardzo leniwie.
Pogoda była dzisiaj łaskawa, bo na niebie płynęło dużo chmur, dzięki czemu nie smażyłem się. A może to dużo spacerów w cieniu sprawiała takie wrażenie? Ruszyłem od razu do dzielnicy Arashiyama, zahaczając przypadkiem o Tō-ji. Trochę ulicami, trochę chodnikami dojechałem do rzeki Katsura-gawa i dalej wzdłuż niej do celu, gdzie ludzi było jeszcze więcej niż ostatnio. Jakoś to przetrawiłem, chodząc tu i tam. Przez ostatnie 2 miesiące widziałem wiele lasów bambusowych, ale to był pierwszy las, do którego wszedłem. Podobno najciekawiej jest podczas silniejszego wiatru, gdy bambusy kołysząc się, uderzają o siebie. Wydają wtedy charakterystyczny dźwięk.
Mój kolejny cel był w kompleksie świątynnym, którego położenia nie mogłem sobie przypomnieć. Pojechałem więc w przypadkowym kierunku i dotarłem do Myōshin-ji, ale nie mogłem znaleźć miejsca parkingowego, więc ruszyłem dalej. Na planie regionu, których w Kyōto jest pod dostatkiem, wypatrzyłem świątynię Ninna-ji z kolejną 5-piętrową pagodą. Zahaczyłem jeszcze o Ryōan-ji, świątynię zen, ale wstęp był płatny, więc wróciłem do Myōshin-ji. Jednak nie było to miejsce, którego szukałem, ale odświeżyłem sobie pamięć, odwiedzając je ponownie po dwóch latach.
Przypadkiem trafiłem na planie Kyōto na znajomą nazwę i będąc pewnym, że odnalazłem mój cel, pojechałem do kompleksu Daitoku-ji. Przespacerowałem się wokół znajdujących się tam świątyń i w końcu znalazłem – Kōtō-in, podrzędną świątynię z ogrodem i herbaciarnią. Największą atrakcją jest wejście – alejka wśród drzew bambusowych. Miejsce bardzo popularne w różnych porach roku. Ta alejka tak mnie zachwyciła 2 lata temu, że Kyōto stało się moim ulubionym japońskim miastem. Niestety właśnie zamykali, więc nie wszedłem do środka.
Odwiedziłem jeszcze Kyōto-gyoen, czyli królewski ogród, w którym znajduje się pałac oraz kilka innych atrakcji, nieczynnych w niedziele. Czułem się zmęczony, więc zacząłem powolny powrót do domu. Powolny, bo pojechałem jeszcze do Gionu. Sklepiki z pamiątkami były prawie wszystkie zamknięte, ale nie przeszkadzało to turystom, których wciąż nie ubywało. Myślałem, aby zrobić jakieś ładne zdjęcia w złotej godzinie, ale nie miałem żadnych pomysłów na obiekt fotografii. Wróciłem do domu przed zmrokiem.