Ruszyłem rano na dworzec w nadziei na złapanie pociągu. Była mgła, ale jechało się całkiem przyjemnie. Od paru lat zakup biletu na rower w biletomacie jest niemożliwy. Zwyczajnie po każdej takiej próbie biegłem do pociągu, by tam przepłacić. Dzisiaj kupiłem tylko bilet osobowy z planem dokupienia biletu na rower w pociągu, jak mi kiedyś poradzono. W składzie było 6 miejsc na rowery, z czego tylko 3 zajęte (wliczając mój). Z biletem konduktor miał drobny kłopot, bo – jak się okazało – wybrał bilet na przewóz bagażu, do którego dolicza się opłatę dodatkową, której chciałem w końcu uniknąć. Udało się to skorygować, ale pojawił się kolejny problem – opóźnienia. We Wronkach znalazłem się 45 minut po planowym przyjeździe. W końcu mogłem rozpocząć podróż.
Z początku planowałem dojechać gdzieś dalej do serca Puszczy Noteckiej, aby schronić się przed wiatrem, ale zabrałem kolarzówkę, więc musiałem kombinować. Ostatecznie wiatr okazał się nie przeszkadzać mocno, a może nawet wiał z innego kierunku niż prognozowano. Zrobiło się za to gorąco, więc bluza stała się zbędna. Obrana przeze mnie droga też nie była do końca utwardzona i zaliczyłem pierwszą tego dnia dawkę piachu oraz tarki.
W Sierakowie byłem niedawno. Wtedy zauważyłem wiadukty dawnej linii kolejowej. Po powrocie odnalazłem wiadukty w Chrzypsku Małym oraz w Nojewie. Chciałem zobaczyć je z bliska i stąd powstał pomysł na wycieczkę. Jechałem wzdłuż linii nr 368, biegnącej z Szamotuł do Międzychodu. Zobaczyłem kilka mniejszych mostów i wiaduktów. Odbiłem na chwilę w Łężeczkach, żeby zobaczyć punkt widokowy, a potem dojechałem do najładniejszego wiaduktu na trasie, a właściwie ażurowego mostu nad Oszczenicą. Nawet wdrapałem się na górę, żeby rzucić okiem na stan torów. Mam nadzieję, że kiedyś zrobią użytek z tej nieczynnej już linii (po cichu dopinguję, żeby powstała tam trasa rowerowa).
Wiadukt w Nojewie wyglądał tak jakoś zwyczajnie w porównaniu do pozostałych, które dzisiaj widziałem. Zaraz za nim znajdowała się rybna restauracja. Droga, ale byłem tak głodny, że nie mogłem wybrzydzać. Na koniec zajrzałem jeszcze na stację kolejową, na której prawdopodobnie powstaje muzeum.
Pozostał powrót do Poznania. Nie chciałem jechać przez Szamotuły, bo zaraz mi się znudzą, tak często przez nie przejeżdżam. Wybrałem Kaźmierz, potem kawałek drogi wzdłuż krajówki i końcówkę standardowo z Przeźmierowa.