Na dzisiaj zaplanowałem bardzo krótki odcinek po prostej, ale ze względu na niemożliwość jazdy po autostradzie ani po torach, musiałem wybrać bardziej krętą i górzystą drogę. Pogoda wyjątkowo sprzyjała, bo pojawiła się mgła. A może to były chmury?
Kumano Kodō jest zbiorem pradawnych szlaków pielgrzymkowych, które przecinały Półwysep Kii. Dzisiejsza wycieczka przypominała mi o tym na każdym kroku poprzez znaki drogowe kierujące do przeróżnych punktów na tym szlaku. Nie mogłem sobie jednak pozwolić na zboczenie z drogi, bo postojów byłoby za dużo. Myślę, że warto jednak wybrać się pieszo na wyprawę w te okolice. Z rowerem byłoby ciężko, o czym
przekonałem się przedwczoraj.
Poza wieloma zakrętami i podjazdami było też sporo tuneli. Najstarsze datowane na lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku. Ile to pracy musieli włożyć, żeby przekopać się przez taką górę. Wrażenie robią również drogi prowadzące po zboczach gór, bo częstym widokiem jest wielka, zacementowana ściana od strony góry. Po kilku miesiącach spędzonych w Japonii jest to już codzienność, ale wciąż robi wrażenie, gdy spojrzeć na skalę, z jaką przekształcono Japonię, aby żyło się wygodniej i bezpieczniej.
Dzisiaj zaczęły się problemy z przednim kołem. Z wolna zaczęło uchodzić z niego powietrze. Ponieważ działo się to bardzo wolno, to nie przejmowałem się. Dopompowałem od czasu do czasu trochę powietrza i mogłem jechać dalej. Na jednym zakręcie stało się coś dziwnego. Chciałem zwolnić, bo wszedłem w niego ze zbyt dużą prędkością, ale przyczepka popchnęła mnie i niskie ciśnienie z przodu spowodowało, że się zachwiałem. Pęd trzeciego koła wyrzucił je na środek jezdni. Zadziałało zabezpieczenie i przyczepka odpięła się, a ja bezpiecznie wyhamowałem. Takiej dawki adrenaliny dawno nie dostałem. Jak to dobrze, że te drogi są puste i nic za mną nie jechało.
Po osiągnięciu mojego celu, wioski Kuki, powietrze zeszło całkowicie. Odnalazłem pensjonat na dzisiejszy dzień, oczywiście cały tylko dla mnie i spróbowałem załatać dziurę. Znalezienie jej było wyjątkowo trudne, bo otwór był niewielki i wyglądał bardziej jak defekt dętki. Niestety miałem trudności z przyklejeniem łatki, bo dętka była pokryta tłustym talkiem. Wytarłem klejone miejsce, ale i tak łatka odeszła po przyklejeniu. Przykleiłem już wiele łatek, ale takich trudności nigdy nie miałem. No, pomijając te beznadziejne samoprzylepne łatki, z którymi męczyłem się
na początku mojej podróży. Użyłem kleju po raz drugi i całość jakoś się związała. Pozostawała nadzieja, że to wytrzyma.