Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

Japonia / Yamaguchi

Dystans całkowity:1028.54 km (w terenie 1.60 km; 0.16%)
Czas w ruchu:65:26
Średnia prędkość:15.72 km/h
Maksymalna prędkość:58.51 km/h
Suma podjazdów:7505 m
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:79.12 km i 5h 02m
Więcej statystyk

Spóźniłem się na jesień?

77.7604:22
Dzisiaj zrobiło się nieco cieplej. Kontynuowałem swoją podróż na zachód, choć brakowało mi jednej rzeczy – jesieni. Nagle przestałem ją dostrzegać. Momentami robiło się tak szaro jak w listopadzie w Polsce. Miałem nadzieję, że po opuszczeniu Kyōto uda mi się złapać jeszcze trochę kolorów na południu. Widocznie źle myślałem.
Jechałem trochę głównymi drogami, trochę bocznymi. Kilka razy z rozpędu źle pojechałem, ale liczba dróg pozwalała na szybką korektę trasy. Dodatkowo wzdłuż głównych tras istnieją drogi osiedlowe, więc dzieci jadące do szkoły czy wracające z niej dają wskazówki, którędy najlepiej jest jechać. Jest to bardzo praktyczne dla obcego, który nie zna nowego rejonu. Szkoda tylko, że dzieciaki nie jeżdżą tamtymi trasami przez cały dzień, bo wtedy miałbym wskazówki w każdej części kraju.
Ostatnie kilometry pokonałem wzdłuż wybrzeża, jadąc trochę po drogach, trochę po wałach przeciwpowodziowych. Było duże zachmurzenie i obawiałem się deszczu, więc jechałem jak najszybciej do celu. Góry skąpane w wieczornym słońcu zatrzymały mnie kilka razy, ale dojechałem do miasta Shimonoseki. Zostało tylko wspiąć się na zbocze góry i byłem w hostelu młodzieżowym. W hostelach sieci Hosteling International spędziłem prawie cały mój pobyt w Japonii 2 lata temu. Również tym razem nie zawiodłem się, bo przestronne i nowoczesne wnętrze zostało urządzone w zgodzie z duchem japońskiej architektury.
Kategoria za granicą, z sakwami, na trzech kółkach, kraje / Japonia, góry i dużo podjazdów, Japonia / Yamaguchi, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Znalazł się dawca

42.5302:43
Dzisiaj bardzo krótko. Nie dlatego, że miałem rozwalony napęd, ale dlatego, że znalezienie noclegu graniczyło z cudem. Musiałem zarezerwować dość drogi hotel w sąsiednim mieście. Dzięki temu miałem szansę odwiedzić więcej serwisów rowerowych.
Na początek pojechałem do sklepu z rowerami sportowymi w mieście, obok którego zatrzymałem się. Używając elektronicznego tłumacza, dowiedziałem się, że nie mają części, ale można sprowadzić. Trwa to tydzień, którego nie miałem. Zapytałem, czy można sprowadzić tę część do innego punktu, ale tak zaawansowany to naród nie jest i dostajesz część do miejsca, w którym zamawiasz. Zły pojechałem dalej.
Nie mam dalej o czym pisać, bo jechałem przez dziwne tereny. Wokół same śmierdzące kominy pokrywające horyzont. Gdy dojechałem do Hōfu, gdzie miałem się zatrzymać, skierowałem się oczywiście do filii tego samego sklepu, co odwiedzonego rano. Tam wszystko jakby wiedzieli, nie zadawali pytań, nie wyjaśniali za dużo. Zaczęli mierzyć, patrzeć w komputer i rozkręcać korbę. Z tego wszystkiego wyszło, że mieli inny rower z taką samą korbą, więc dokonali mechanicznej transplantacji. Gdyby nie fakt, że tamten rower był 20–30 razy droższy od wymienianego elementu, zdecydowanie wybrałbym zmianę roweru. Po godzinie miałem sprawny pojazd, którym przejechałem zaledwie kilometr, gdy... dojechałem do hotelu. No, to tyle na dzisiaj.
Kategoria kraje / Japonia, na trzech kółkach, z sakwami, za granicą, Japonia / Yamaguchi, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Rozsypałem się w połowie drogi

83.4605:06
Rano było wciąż chłodno, gdy ruszałem. Szare niebo nie wróżyło niczego dobrego. Spakowałem się i ruszyłem dalej na zachód. Problemy z noclegiem czas zacząć, ale może o tym w kolejnym odcinku. Dzisiaj będzie o innych tarapatach.
Wyjechałem z Hiroshimy inną drogą niż wczoraj, bo chciałem poruszać się trochę więcej po ulicy niż po chodnikach. Trochę jednak przekombinowałem, bo tuż przy wyspie bogów, którą odwiedziłem wczoraj, znalazłem się na ślepej uliczce. Chciałem ominąć zakaz wjazdu rowerem oraz objazd dla rowerzystów, który prowadził przez kładkę nad ulicą. Nie miałem zamiaru wpychać roweru na górę, więc jechałem prosto przed siebie, gdy zorientowałem się, że moja droga kończy się na półwyspie. Znalazłem jakiś wiadukt, ale kierowca autobusu coś zaczął gestykulować, że jadę złą drogą i zawróciłem. Tak sobie jednak pomyślałem, że co będę zawracał nie wiadomo ile i wróciłem do tamtego wiaduktu, wspiąłem się na niego dużo prościej niż na kładkę i znalazłem się dokładnie tam, gdzie chciałem, czyli na drodze dalej na zachód. Kompletnie nie wiem, co tamten kierowca chciał mi przekazać, ale wydaje mi się, że nie zrozumieliśmy się po prostu.
Wracając do jazdy, nie była łatwa, bo główna droga przepełniła się ciężarówkami i kilka razy miałem kłopot, żeby przedostać się na chodnik po drugiej stronie drogi. Niestety w Japonii też jest ten problem, że pewne chodniki zostały zbudowane odcinkami po przeciwnych stronach dróg. Ratowałem się czasem, uciekając na drogi osiedlowe, ale bywa i tak, że osiedla mają tylko jeden wjazd. No i co zrobisz? Trzeba zawracać.
Tak sobie jadę, a tu nagle coś trach! Jakby łańcuch spadł na inną zębatkę. No to kręcę korbą, aż zaskoczy. Jadę jeszcze kawałek, normalnie, a tu znienacka korbę zablokowało. Noo – myślę sobie – łańcuch się zawinął wokół zębatki. Zsiadam, oglądam, a tam wszystko równo. Co jest? Głowię się, głowię i patrzę na wałek korby, że tak nierówno. Patrzę bliżej, a tam kulka z łożyska przylepiona do elementu korby. Pięknie, tego mi właśnie brakowało. Szybko wyszukałem najbliższy serwis rowerowy i ruszyłem. Kilka kilometrów, to zrobiłem sobie hulajnogę z roweru. Nieco szybciej niż na piechotę, a już nie liczyłem na to, że w obecnym stanie uda się coś z tej korby poskładać.
Doczłapałem do jakiejś budki. Starszy człowiek, tylko po japońsku, ale pokazałem palcem. On na to, że nie, że to dalej trzeba do kolejnego punktu. Potoczyłem się dalej, kilka kilometrów tylko i znowu budka z paroma starszymi Japończykami. Tym razem pokazali na mapie dokąd jechać. Właściwie to dalej hulać na pół rowerze. Tam już bardziej sportowy sprzęt, ale pan mnie odesłał na drugą stronę ulicy. Dobrze, że nie dalej. Mechanik popatrzył, popsikał smarowidłem i powiedział, że jest dobrze. Korba znów zaczęła się kręcić. Łamaną angielszczyzną powiedział, że nie ma części, bo trzeba cały mechanizm korbowy wymienić. Miałem pecha, ale z tym magicznym smarem wydawało się, że można jechać. Więc wsiadłem na rower, jeszcze kilka razy coś trzasnęło, ale mogłem jechać. Uff, miałem nadzieję, że rower nie rozwali się kompletnie dalej, bo przede mną był odcinek nie dość, że górski, to jeszcze bez zabudowań. No to się wkopałem.
Jechałem bardzo wolno, bo każde szarpnięcie powodowało zgrzyt w korbie. Każdy podjazd musiałem płynnym ruchem zdobyć. Zapadł zmrok, temperatura spadła do 3 °C, choć za dnia było nawet 10. Spóźniłem się do pracy, więc gdy dojechałem do mieszkania znalezionego na AirBnb, musiałem zostać dłużej przy komputerze. Życie nomady nie jest takie proste.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, na trzech kółkach, po zmroku i nocne, z sakwami, za granicą, Japonia / Hiroshima, Japonia / Yamaguchi, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery