Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

Japonia / Hyōgo

Dystans całkowity:1063.02 km (w terenie 3.40 km; 0.32%)
Czas w ruchu:64:20
Średnia prędkość:16.52 km/h
Maksymalna prędkość:60.10 km/h
Suma podjazdów:7679 m
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:88.58 km i 5h 21m
Więcej statystyk

Ruszam na zachód

  78.13  04:32
Przedwczoraj robiłem za fotografa, więc kilka zdjęć z tej okazji trafiło do mojej galerii, a wczoraj przez cały dzień padało i nie udało mi się wybrać w pożegnalną wycieczkę po Kyōto. Dzisiaj wyruszyłem na zachód, aby uciec przed zimą. Do kolekcji dorzucam jeszcze kilka zdjęć z wizyty (pociągiem) w Kyōto, gdy zatrzymałem się w Ōsace.
Dzień był pochmurny, ale ciepły. Po miesiącu jazdy na lekko musiałem znowu robić to samo i powoli uczyć się jazdy z ciężkim bagażem. Zaplanowałem trochę gór, aby nie pchać się ponownie do Kōbe. Jechało się całkiem lekko, choć po kilkudziesięciu kilometrach w oddali dojrzałem deszcz, który próbował mnie dopaść. Całe szczęście tylko chwilę pokropiło i nie musiałem nawet zakładać przeciwdeszczowych ubrań.
W mieście Sasayama kusił mnie zamek, ale rozmyśliłem się, gdy zobaczyłem cennik. Słońce pokazało się na koniec dnia, ale akurat w najpiękniejszym momencie, czyli złotej godzinie. Szkoda tylko, że tak mało miałem obiektów do fotografowania.
Dojechałem do domu gościnnego w mieście Tanba. Przywitała mnie właścicielka ze swoją córką. Zaskoczyło mnie to, że nastolatka mówiła bardzo dobrym angielskim. Porównując ze starszymi od niej Japończykami było to dość intrygujące. Czyżby program nauczania w japońskich szkołach się zmienił?

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, na trzech kółkach, z sakwami, za granicą, Japonia / Hyōgo, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kōbe

  80.05  04:44
Jak co roku, tak i dzisiaj zorganizowałem swoje urodziny na rowerze. Wybrałem miasto, które uśmiechało się na mapie od dawna. Nie spodziewałem się, że nie był to dobry pomysł.
Już od początku było słabo. Zabłądziłem w Ōsace, gdy próbowałem dojechać do nadbrzeża wzdłuż rzeki Yodo-gawa. Ōsaka nie ma normalnej linii brzegowej z oceanem. Jest to raczej szereg sztucznych półwyspów połączonych nielicznymi mostami. Musiałem wrócić do głównej drogi pod autostradą (autostrady w miastach biegną najczęściej wysoko po wiaduktach), bo nie mogłem się z jednego takiego półwyspu wydostać.
Ogólnie jazda tamtędy to nuda. Dużo terenów przemysłowych, brak ciekawych widoków. Udało mi się zjechać bliżej brzegu, to mogłem powdychać trochę zapachu ryb i wody. Nie są to najprzyjemniejsze zapachy, ale lepsze to niż chemia przemysłowa.
Znak uliczny pokierował mnie do jakiejś atrakcji, którą była latarnia. Nie mogłem jej dostrzec na horyzoncie, więc jechałem i jechałem, aż wyskoczył do mnie strażnik i musiałem zawrócić, bo wjechałem na jakąś prywatną wyspę. Podczas powrotu zauważyłem ją. Ledwie widoczną, kilkumetrową, drewnianą konstrukcję, która dawno zapomniała jak wygląda ocean, bo ląd wysunął się daleko w kierunku wody.
Jechałem po drogach i po chodnikach. Te drugie były zasypane ludźmi. Trafił się nawet jeden taki, co wystawił pięść z zamiarem uderzenia mnie, bo uważał się za pana i władcę dróg. Wyglądał na obcokrajowca. Jechał bez ładu i składu. Niestety Japońskim rowerzystom też brakuje dyscypliny. Ludzie są tutaj samolubni, ale najwidoczniej Japończykom to nie przeszkadza, więc przyjezdni muszą się nauczyć żyć w tej komórce społecznej z jej wszystkimi niedoskonałościami.
Dojechałem do Kōbe. Nie wiedziałem jednak dokąd mogę się udać. Planu miasta nie spotkałem dopóki nie dotarłem do dworca kolejowego, a i to jakiś taki lokalny obszar można było z niego wyczytać. Na szczęście po angielsku, więc coś mogłem zrozumieć. Pojechałem w kierunku jakiegoś ogrodu, bo mi się pomyliło, że jest tam park linowy, a była to kolejka linowa na szczyt góry. Pewnie rozciągał się stamtąd nie najgorszy widok, bo już ze wzgórza, na które się wtoczyłem, można było gdzieniegdzie dojrzeć panoramę miasta i portu.
Zniechęciłem się do dalszego zwiedzania i skręciłem do Ōsaki, ale chciałem zobaczyć jeszcze jakieś widoki, więc trzymałem się wzniesień. Było nawet ciekawie, bo droga osiedlowa o niewielkim ruchu. Tylko te skrzyżowania równorzędne na uliczkach szerokości dwóch metrów były szaleństwem. Jeszcze jak dodać do tego japońską samolubność, to można sobie krzywdę zrobić. Zostało mi kilka rys na nogach przez kilku Japończyków, którzy zatrzymali się bez powodu przede mną albo zablokowali mi drogę. Trzeba się przyzwyczaić, nie ma wyjścia.
Wyczerpała mi się bateria w nawigacji, więc miałem nieplanowane poszukiwanie sklepu, bo byłem „na lekko”. Chociaż wycieczka była krótka, to zajęła mi cały dzień. Chciałem jeszcze odwiedzić Nambę, żeby porobić nocne zdjęcia, a potem wyjść gdzieś, ale było tak późno, że sobie darowałem. Obfotografowałem jedynie miasto znad rzeki, wzdłuż której jechałem rano. I to było tyle.
Kategoria góry i dużo podjazdów, po zmroku i nocne, kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Ōsaka, Japonia / Hyōgo, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery