Przeczytałem, że trasa kolejowa z Tarnowa do Muszyny jest piękna, więc musiałem to sprawdzić. Tak w sumie było, tylko brudne okna i kiepskie, popołudniowe światło nie pozwalały na dobre zdjęcia. Dużo lepiej jest przejechać tę drogę rowerem. O tym jednak w kolejnym wpisie.
Było gorąco. Tym razem wmuszałem w siebie dodatkowe litry płynów, dzięki czemu czułem się lepiej, choć pot lał się strumieniami. W Muszynie znalazłem się późnym popołudniem, więc pewnie dlatego było ciut chłodniej niż w Krakowie. Pojechałem najpierw zostawić sakwy w ośrodku, a potem w drogę.
Trafiłem na szlak AquaVelo, który łączy uzdrowiska pogranicza polsko-słowackiego. Pojechałem nim do Krynicy-Zdroju. Biegł wzdłuż rzek Muszynka oraz Kryniczanka, po drogach lokalnych i ścieżkach o nawierzchni relatywnie dobrej jakości. Pojawiło się kilka kładek dla pieszych, które powstały specjalnie pod projekt, choć widać, że doszło do oszustwa na którymś etapie, bo po dwóch latach beton skruszał niczym ściana w wąwozie lessowym.
Chciałem zobaczyć drewnianą cerkiew, ale jak na złość skończyły się mosty i musiałem odłożyć to na drogę powrotną. Tymczasem dostałem się do Krynicy-Zdroju. Na deptaku było wszystko, co w typowym kurorcie, który wysysa ostatni pieniądz z przyjezdnych. Widziałem kilka ładnych domków, ale czas mnie gonił i ruszyłem w drogę powrotną.
Zjazd był oczywiście łatwiejszy. Zaskoczył mnie niewielki ruch, bo spodziewałem się mnóstwa aut, jak na miasto kurortowe. Dotarłem do cerkwi w Powroźniku. Dowiedziałem się, że okolica obfituje w takie budowle i już wiem, że z pewnością wrócę w te strony. Tymczasem kontynuowałem podróż i zboczyłem z trasy, żeby zobaczyć jeszcze dwie budowle. Przy okazji zaliczyłem podjazd. Na zjeździe tak mi się lekko mknęło, że przegapiłem trzecią cerkiew. Trudno, da się ją włożyć do trasy na inną okazję.