Wczoraj chciałem pojechać do Rawicza, ale z powodu zmęczenia przełożyłem wyjazd na dzisiaj. Dzisiaj z kolei zmienił się wiatr i zamiast z południa, wiało ze wschodu. Wybrałem więc Kalisz jako mój punkt startowy. Ostatecznie nie miałem ochoty jechać tak długo pociągiem, więc skróciłem trasę wyłącznie do Ostrowa Wielkopolskiego.
Poranek był bardzo mglisty, dlatego mój wyjazd przeciągnął się do czasu poprawy widoczności, mianowicie prognoza pokazywała mgły do godz. 10, a ja do Ostrowa miałem dojechać po godz. 11. Tak też się stało, choć lekka, nieprzeszkadzająca mgiełka wciąż wisiała w powietrzu. W końcu można kupić bilet na rower w biletomatach. Sukces dla PKP!
Udało mi się drogami jednokierunkowymi wydostać z miasta. Trafiłem przy okazji na asfaltową, jednokierunkową (choć na to wskazują wyłącznie poziome znaki) drogę dla rowerów. Taką wygodną infrastrukturę się docenia. Pojechałem najpierw kawałek w kierunku Kalisza, bo zaliczanie gmin to teraz bardzo logistyczne przedsięwzięcie. Miałem cały ten odcinek pod wiatr. W Lewkowie, gdzie zatrzymałem się na obiad, widziałem czwórkę kolarzy. Wydaje mi się, że gdyby nie wiatr, to mogłem ich dogonić, ale starałem się oszczędzać siły, żeby nazajutrz też móc trochę popedałować. Gdy jechałem na północ, dręczył mnie już tylko wiatr boczny. Kiedy już miałem z wiatrem, to czułem się, jakbym jechał w miejscu, bo ani opory powietrza, ani żaden wiatr nie były w stanie mnie nawet musnąć. Bardzo wygodna jest taka jazda z wiatrem z punktu A do punktu B, gdy ma się dodatkowy środek transportu, w moim przypadku pociąg. (Problem będzie w północno-wschodniej części Polski, gdzie zagęszczenie linii kolejowych jest słabe).
Dojechałem do Żerkowa. Po drodze miałem szczęście, żeby trafić na kilka drewnianych kościołów, przejechać parę polnych dróg, zobaczyć tony złota zarówno na drzewach, jak i na ziemi. Przed Żerkowem mijałem co kilkaset metrów mnóstwo kabli poprowadzonych na wysokości 5,5 m nad drogą (poinformował mnie o tym znak). Prowadziły one od domostw po prawej stronie w szczere pole po lewej. W samym Żerkowie też były kable, ale już poprowadzone i przykryte na ziemi. Jest to o tyle tajemnicze, że w sieci nie mogę znaleźć żadnej informacji o okablowanym Żerkowie. W mieście zauważyłem schematyczną mapkę informującą o szlaku
Podróży z Panem Tadeuszem (właściwie są tam wymienione tylko miejscowości, a trasę wyznaczyć należy samemu). Kto wie, może jeszcze trafię na którąś miejscowość z tego szlaku?
Zaczęło zmierzchać, a ja pokonałem raptem połowę planu. Z Żerkowa musiałem przedostać się przez Wartę i dojechać do Środy Wielkopolskiej. Niestety Mapy Google pokierowały mnie na przeprawę promową, z czego zdałem sobie sprawę na kilka kilometrów przed rzeką. Myślałem, żeby przejechać po moście kolejowym, ale okazało się, że linia jest wciąż aktywna. Skierowałem się więc do Dębna, ale nie do promu, bo był zmrok i przeprawa mogła być nieczynna. Udałem się do Nowego Miasta nad Wartą, ale droga mnie poprowadziła całkiem inaczej. Na pewnym skrzyżowaniu miałem skręcić w prawo. Nawet zatrzymałem się, aby rzucić okiem na mapę. Niestety po zmianie licencji OpenStreetMap przed dwoma laty, wiele danych zostało usuniętych. Do dzisiaj społeczność nie zdołała odbudować wszystkiego, czego przykładem może być droga, na którą przypadkowo wjechałem, gdy myślałem, że poprowadzi mnie na zachód. Pierwszym sygnałem, że coś może być nie tak był wiatr. Pomyślałem, że zmienił się na tyle diametralnie, że zaczął wiać z południowego zachodu, a tak rzeczywiście ja zacząłem jechać na południe. Zorientowałem się o tym za późno i już zamiast wracać, dokręciłem do najbliższego skrzyżowania, potem wjechałem na drogę krajową i ruszyłem do Środy Wielkopolskiej. Byłem zły i nawet nie szukałem bocznych dróg – po prostu pojechałem drogą krajową. Pobocza tam nie ma, a ruch był duży, jednak o dziwo nocą droga wydaje się szersza niż za dnia. Auta bezproblemowo mnie wyprzedzały, czasem zdarzali się tacy, co bali się i czekali (czasem długo) na pusty pas z naprzeciwka. Znalazł się jeden niecierpliwy baran wyprzedzający na trzeciego i jeden dureń, który minął mnie na styk. A tak – wszyscy przepisowo i bezpiecznie, jednak będę się starał omijać tę drogę, bo jest zbyt ruchliwa.
W Środzie Wielkopolskiej musiałem zjeździć sporo uliczek jednokierunkowych zanim znalazłem właściwą. Chociaż to i tak źle powiedziane, to znalazłem się na niewłaściwej ulicy. Można nią było dojechać najdalej do Januszewa, a potem zostawały polne drogi. Zjechałem najbliższą możliwą drogą na właściwy kierunek i dostałem się do Poznania. Pogoda była na tyle sprzyjająca, że jak przed południem było nieco ponad 8 °C, tak wieczorem temperatura urosła do prawie 10 °C. Ostatnie 50 km przebyłem na resztkach sił i wydaje mi się, że jutrzejszy plan znów się przełoży. Czuję to w mięśniach.
Dopiero po tak długim dystansie zorientowałem się, że po zmianie opon nie zaktualizowałem licznika i wyszedł na nim ponad 4 km większy dystans niż na GPS-ie. Muszę odnaleźć instrukcję obsługi licznika i skorygować błąd. Tymczasem dystans wpisałem z rejestratora GPS.