Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Pieńsk

108.6504:41
Wyjazd zaliczeniowy, planowany już od jakiegoś czasu, ponieważ na mapie gmin województwa dolnośląskiego była już tylko jedna luka na zachodzie. Jako że we wtorek wypatrzyłem nadarzającą się okazję, gdy to wiatr miał wiać z zachodu, to pomyślałem, że skorzystam z pomocy, jaką mi oferowała natura. Obudziłem się wczesnym rankiem, aby po godz. 8 znaleźć się w samym Pieńsku. Termometr wskazywał wartość poniżej 5 °C. Bałem się, że po drodze zamarznę i będę musiał skierować się do jakiejś stacji kolejowej, ale temperatura z czasem zaczęła rosnąć.
Miasto mnie nie zachwyciło. Mapa znaleziona niedaleko dworca kolejowego nie mówiła zbyt wiele. Rzuciłem okiem na jakiś kościół i ruszyłem w dalszą drogę. To, co mi się nie spodobało – brak koszy na śmieci. Zamiast nich stoją tam kontenery do segregacji śmieci, jednak ani jednego przeznaczonego na papier. Nie każdy przecież ma piec w domu, aby spalać te odpadki, więc w jaki sposób pozbywają się tego rodzaju śmieci?
Jechałem najpierw dziurawymi drogami głównymi, potem jakimiś bocznymi, aż dojechałem do Bielawy Górnej. W tej wiosce Mapy Google wyznaczyły mi przejazd leśną drogą. Leśnicy zniszczyli ją podczas transportu drewna. Na początku cieszyłem się, że przymrozek trzyma i da się jechać, jednak im głębiej w las, tym droga stawała się coraz bardziej rozlazła. Zamarznięte błoto topniało i stawało się coraz większym wyzwaniem. Już wolałem wiatr, ale nie było mowy o powrocie, trzeba wykonać plan do końca.
Wyjechałem w końcu na normalny asfalt i od razu znalazłem się na szlaku ER-4. Jechałem nim aż do Nawojowa Śląskiego, gdzie euroregionalny szlak zniknął, ale pojawił się za to czerwony szlak rowerowy. Ten też uciekł, gdy skręciłem przy stary pegeerze, ale pojawiły się kolejne szlaki rowerowe – niebieski i żółty. Po drodze spotkałem jednak coś, co mnie zaciekawiło. Myślałem, że to jakiś bunkier bądź fort, ale nie znalazłem żadnych informacji w sieci. Jedynym tropem był gród umiejscowiony w tamtym rejonie, jednak i to jest zły kierunek, bowiem gród pochodzi z X bądź XI wieku, a budowle zdecydowanie nie mają więcej niż 100-130 lat.
Nie interesowałem się tak bardzo tym, co zobaczyłem. Jechałem wzdłuż rzeki, która wiła się meandrami obok drogi, mając nadzieję na odkrycie tajemnicy po drodze. Niestety bez skutku.
Na tę podróż miałem aż 3 plany jazdy do Legnicy. Pierwszy na najsilniejsze wiatry, który kierował przez Bolesławiec do Gromadki, a potem prosto do Legnicy. Plan trzeci był planem awaryjnym na wypadek, gdybym musiał szybko dostać się do domu. Kierował w stronę Lubania, a potem przez Olszynę, i Lwówek Śląski do Złotoryi. Dziś za to jechałem planem drugim, aby zwiedzić jak najwięcej rejonów, w których mnie jeszcze nie było.
W Radostowie na chwilę znów pojawił się szlak ER-4, ale przepadł gdzieś bez słowa. Jechałem za to szlakami niebieskim i żółtym, które towarzyszyły mi aż do Ocic. Tam przepadły, a ja robiąc fotkę kościoła, zauważyłem pałac, którego piktogram na mapie Dolnego Śląska już od kilku lat zwracał moją uwagę. Nie jestem jakimś znawcą, ale lubię rzucić okiem na coś zabytkowego. Pałac wygląda obskurnie, ale kilka miesięcy temu zostały wyremontowane dach i lukarny. Spodobała mi się też fasada z kolumnami stylizowanymi w porządku jońskim. Oby remont zdołał je uratować.
Słońce od jakiegoś czasu grzało mocno. Bałem się, że będę zamarzał, a ja się gotowałem od tego upału. Temperatura przekraczała 14 °C. Nie miałem innych ubrań, więc nie mogłem się przebrać. Jedyne, co mi pozostało, to spokojna jazda. Dobrze, że jeszcze miałem wiatr, który szalał z różnych stron.
Po pagórach dotarłem do Raciborowic Dolnych. Zaraz za nimi jest droga do Jurkowa, na której zauważyłem wymalowane przejścia dla pieszych, jednak bez znakowania pionowego. Jest to o tyle dziwne, że zebra znajduje się po drodze donikąd – wokół są tylko pola i jakaś kopalnia oddalona o kilometr drogi. Drogowcy potrafią wprowadzić zamieszanie.
W Jurkowie miałem do przejechania las. Choć Mapy Google nierzadko potrafią popsuć humor, to wierzyłem, że tym razem uda mi się trafić prosto do Grodźca. Ostatnim razem zrobiłem to na około, więc wiedziałem dokąd prowadzi jedna z dróg. Wybrałem drugą, która z początku nie zachęcała do jazdy przez zalegające błoto. Dalej już było lepiej i ostatecznie dojechałem do wioski po szlaku wygasłych wulkanów.
Temperatura powoli stabilizowała się i do końca mojej podróży wynosiła 10 °C. Zaczęło się za to chmurzyć, a w niektórych miejscach widziałem chmury burzowe. Trzeba było się spieszyć, bo jakieś opady widziałem na prognozie pogody. Szybkim tempem przez Zagrodno dostałem się na drogę do Łukaszowa. Droga zmieniła się mocno, bo szuter zamienili na asfalt. Nadal się jednak zastanawiam co oznacza tablica, która znajduje się na wjeździe przed tą drogą – wstęp za zgodą właściciela.
Dalej prosto do drogi wojewódzkiej i do Legnicy. Kolejna dziura znajduje się na zachód od Głogowa. To już będzie trudniejsze, ponieważ linia kolejowa przez Lubin nie obsługuje przewozów pasażerskich, a nie mam ochoty na walkę z wiatrem przy takim dystansie. Może następna będzie Kotlina Kłodzka?
Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, setki i więcej, dojazd pociągiem, rowery / Trek
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa enera
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

19:53 czwartek, 17 kwietnia 2014
Tamże ;p
http://mors.bikestats.pl/952930,Karkonoski-Huragan-bez-hamulcow-i-najstarsze-drzewo-w-PL.html
19:57 środa, 16 kwietnia 2014
Nawet najlepszym może się przytrafić :D Nie planowałem tej wycieczki tak skrupulatnie, toteż nawet nie wiedziałem, że na mojej drodze będzie taki okaz. Owszem, widziałem jakiś maleńki znaczek kierunkowy, ale nie miałem ochoty się zatrzymywać, żeby przeczytać co tam napisali. Może gdybym jechał wolniej...
19:43 środa, 16 kwietnia 2014
Przegapić Cisa... bez komentarza. ;]
Z wiatrem z Jawora
Pożegnanie z Legnicą na biało i czerwono

Kategorie

Archiwum

Moje rowery