Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2017

Dystans całkowity:1934.74 km (w terenie 1.20 km; 0.06%)
Czas w ruchu:104:56
Średnia prędkość:18.24 km/h
Maksymalna prędkość:60.43 km/h
Suma podjazdów:14257 m
Liczba aktywności:33
Średnio na aktywność:58.63 km i 3h 16m
Więcej statystyk

Shizuoka

  70.39  03:58
Takeshi powiedział, że Fuji-san jest widoczny z całego wybrzeża. Trochę martwiłem się, że góry między wulkanem i oceanem będą przeszkadzać, ale się myliłem. Fuji był widoczny wszędzie.
Dzisiaj zaplanowałem dostać się do Shizuoki. Droga prosta. Najpierw wydostać się z Mishimy, potem wzdłuż wybrzeża do Shizuoki. Z pierwszym miastem jakoś poszło. Wzdłuż wybrzeża pojechałem po wałach przeciwpowodziowych. Tam z kolei minąłem setki kolarzy. Dojeżdżając do miasta Fuji, trafiłem na przeszkodę – port. Musiałem wjechać do miasta, ale szybko się przez nie przedostałem. Niestety dalsza droga do Shizuoki była zamknięta dla ruchu rowerowego. Dobrze, że zrobili równy chodnik, którym się dostałem do jakiegoś miasteczka. Tam okazało się, że droga jest zamknięta dla ruchu kołowego, więc zrobiłem sobie spacer wśród tłumów. Jaką niespodzianką się okazało, że złapałem kapcia... w przyczepce. Maleńki drucik przebił się przez gruby bieżnik i musiałem poświęcić trochę czasu na załatanie dziury. Powoli kończą mi się łatki.
Droga do Shizuoki znów wiodła po chodniku. Przez problemy z kołem byłem spóźniony. Do miasta dojechałem chwilę po godz. 15. Na miejscu już czekał na mnie Yuya. Pokazał mi market rybny oraz plażę słynną z jednego z drzeworytów, którego autorem jest Hokusai.

Kategoria na trzech kółkach, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Shizuoka, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Hakone

  60.59  03:46
Kazuyoshi polecił mi wulkan Hakone, więc skusiłem się. Wiązało się to z bonusowymi podjazdami, ale dla widoków czasem warto pocierpieć. Dzisiaj dużo zdjęć gór, bo zrobiłem ich z tysiąc w przeróżnych sceneriach – głównie z tą jedną jedyną.
Przed śniadaniem pojechaliśmy autem do punktu widokowego, aby zobaczyć górę Fuji z bliska. O poranku jest na to najlepsza pora, bo wtedy nie ma tylu chmur. A potem rozpocząłem podjazd. Nie był tak stromy, jak się obawiałem. Do tego mogłem zrobić kilka przystanków z widokiem na pochmurny Fuji-san.
Po kilku kilometrach pojawił się problem, gdy po środku niczego trafiła się autostrada. Znak zakazu odradzał wjazd, a czujne oko strażnika pilnującego pobliskiej bramy dodatkowo zniechęcało do próby dalszej jazdy. Zastanawiam się tylko kto jeździ tą drogą. Minęło mnie niewiele pojazdów, a znakomitą większość z nich stanowili motocykliści. Na szczęście był jeszcze wybór – ciemny tunel.
Na drugim końcu tunelu ujrzałem przepiękny widok na dolinę i Hakone; a tuż obok punktu widokowego – ukrytą ścieżkę. Skusiła mnie informacja o 10-minutowym spacerze do punktu. Tym punktem był jednak rozstaj dróg otoczony przez wysoką roślinność. Kolejne znaki pokazywały 30, 60 i 90 minut drogi. Spróbowałem swoich sił z najkrótszym szlakiem. Dodatkowo motywowała mnie wieża na górze. Po kilkunastu minutach okazało się, że to stacja nadawcza i nie ma na nią wstępu. Poczułem się oszukany i wróciłem do roweru.
Zjechałem do doliny, aby przejechać się wzdłuż jeziora. Znalazłem nawet ukrytą ścieżkę, dzięki której mogłem spokojnie pokonać kilka kilometrów. Dzięki temu trafiłem do chramu Hakone-jinja, który nad brzegiem jeziora informuje o swojej obecności wielką bramą torii.
Dalsza droga nie była do końca przyjemna. Musiałem wjechać na drogę krajową nr 1, gdzie ruch był dosyć duży. Najpierw podjazd na przełęcz Hakone (chyba że Hakone-Pass to tylko nazwa tamtejszego Michi-no-Eki), a potem niesamowity zjazd. Widoki były przepiękne, ale ani jednego miejsca postojowego, aby uchwycić choć odrobinę tego uroku.
Dojeżdżając do miasta, znalazłem się na wysokości kilkudziesięciu metrów n.p.m. Na tej wysokości nie byłem od wyjazdu z Niigaty. Miałem trochę czasu do spotkania z moim dzisiejszym gospodarzem – Takeshim, którego również poznałem przez serwis Couchsurfing. Pojechałem więc spokojnie do centrum, zahaczając o kilka zielonych punktów na mapie.

Kategoria góry i dużo podjazdów, na trzech kółkach, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Shizuoka, Japonia / Kanagawa, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Gdzie jest Fuji?

  75.57  04:53
Dzisiaj dla odmiany dzień rozpocząłem od podjazdu. Miałem do pokonania trochę gór, które zasłoniły górę Fuji.
Trafiły mi się puste drogi, przynajmniej na początku. Nachylenie nie było duże, więc kolana nie buntowały się po ostatnich dawkach ciężkiej pracy na podjazdach. Po pewnym czasie za moimi plecami pojawiły się ciężkie chmury i gdy tylko dojechałem do rozstaju dróg, zaczęło kropić. Miałem dwie opcje – dalszy podjazd lub tunel. Wybrałem to drugie, mimo większego ruchu. Na drugim końcu było sucho, więc po zjechaniu do miasta zatrzymałem się w restauracji, aby zjeść ramen (taka zupa z makaronem). Jestem w Japonii tak długo, a był to mój pierwszy ramen. Muszę nadrobić zaległości.
Gdy przyszła pora, aby ruszać, na niebie zalegały ciężkie chmury, z których zaczęło padać. Schroniłem się na trochę czasu, ale deszcz nie ustał, więc założyłem ubrania przeciwdeszczowe i pojechałem w dalszą drogę. Wzdłuż lasu po chodniku, bo było pod górę. Na drodze spotkałem wyjątkowo dużo kolarzy, nawet takich w samej koszulce i spodenkach mimo niskiej temperatury. Nie byli jednak chętni do witania się.
Dojechałem do jeziora Yamanaka-ko, a ponieważ wygodna droga dla rowerów się skończyła, to okrążyłem zbiornik po jeszcze wygodniejszej ścieżce. Chociaż się rozpogodziło, to Fuji-san pod słońce nie prezentował się fotogenicznie. Jechałem więc dalej. Trafiłem na podjazd przez przełęcz, a dalej zjazd. Koszmarnie chłodny, bo cały czas w cieniu. Przemarzłem strasznie, ale dotarłem do docelowego miasta – Gotenba (chociaż widziałem też zapis Gotemba). Szukałem jakiegoś dobrego ujęcia na wulkan, ale byłem po jego niewłaściwej stronie. Musiałem się więc nacieszyć tym, co do tej pory udało mi się uzbierać. Pojechałem na miejsce spotkania z Kazuyoshim, który uczy się angielskiego, bo chce podróżować po świecie. Dobrze mu idzie. Praktyka czyni mistrza.

Kategoria góry i dużo podjazdów, na trzech kółkach, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Yamanashi, Japonia / Shizuoka, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery