Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Opuszczam Reykjanes

  97.00  05:47
Gdy kładłem się spać, zaczęło padać. Padało całą noc i nic nie zapowiadało, żeby miało przestać. Spakowałem się więc w deszczu i ruszyłem w kierunku miasta, w którym miałem się zatrzymać wczoraj. Nie chciałem jechać po prostej krajową jedynką (która na tamtym odcinku jest ruchliwa), tylko wrócić się na południowe wybrzeże półwyspu Reykjanes. Dlatego też wczoraj zatrzymałem się w mieście Hafnarfjörður.
Przed odjazdem odwiedziłem recepcję, aby zwrócić nieprzydatną mi butlę z gazem. Dostałem w zamian drugą, z gwintem pasującym do mojej kuchenki. Miałem nadzieję, że w końcu uda mi się zjeść ciepły posiłek tego zimnego dnia.
Zatrzymałem się w markecie Bónus. Podobno można tam dostać najtańsze produkty, ale nie robiłem porównania, więc nie mogę tego potwierdzić. Ta sieć wyróżnia się tym, że zamiast lodówek mają w wydzielonym pomieszczeniu chłodnię, więc trzeba się szybko decydować, co włożyć do koszyka.
Jadąc w deszczu, spotkałem profesjonalnych kolarzy. Pierwsi rowerzyści na wyspie i niestety z mentalnością typowego kolarza, bo nawet nie spojrzeli na mnie, gdy im machałem. Na szczęście byli to chyba jedyni spotkani kolarze. Potem widziałem wyłącznie sakwiarzy. Może oni po prostu cierpią na syndrom mieszkańca z wielkiego miasta.
Pierwsza większa przeszkoda, którą musiałem pokonać to szutrowy podjazd, momentami bardzo stromy. Dałbym radę, gdyby nie poprzeczne nierówności nazywane tarką. Jak mnie zrzuciło z roweru, to już nie mogłem ruszyć i miałem kilkanaście metrów pchania pod górę. Auta też mozolnie pokonywały tę przeszkodę. Nie zabrakło i autobusów. Potem było ciut lepiej, bo kolejne podjazdy pokonywałem po drodze asfaltowej, a na szczycie każdego z nich znajdowało się miejsce postoju z widokiem na jezioro Kleifarvatn. Deszcz robił sobie coraz dłuższe przerwy, aż w końcu uciekłem spod chmury i nawet słońce chwilami zaczęło się pokazywać.
W końcu ujrzałem kolejny z cudów natury – konie islandzkie. Były daleko za zagrodą, ale gdy tylko dojrzały mnie, zaczęły galopować w moim kierunku. Rasa islanderów znana jest jako najczystsza na świecie. Od ponad tysiąca lat bowiem obowiązuje zakaz sprowadzania koni spoza Islandii. Zainteresowanie moją osobą nie było długie, ponieważ nie miałem niczego do zaoferowania ciekawskim zwierzętom. Pewnie inni turyści lubią je karmić. Szybko zaczęły się oddalać, gdy nie dostały żadnego smakołyku. Udało mi się jednak utrwalić kilka z nich na zdjęciach.
Dojechałem do obszaru geotermalnego Seltún, który określany jest też jako Krýsuvík (ale nie jestem pewien, bo co strona, to inna informacja). Zaparkowałem rower na parkingu wśród mniejszych i większych aut, i poszedłem na spacer po tym pachnącym miejscu. Ilość wydobywającej się pary już nie była tak duża, jak wczoraj w obszarze Gunnuhver, ale bulgoczące błoto i tak robiło wrażenie.
Skusiłem się, żeby zboczyć kilometr z trasy i zobaczyć kościół Krísuvíkurkirkja. Niestety spłonął on doszczętnie kilka lat temu i pozostały jedynie mylne znaki drogowe. Szkoda, bo był to jedyny budynek, który pozostał na tamtym obszarze i jednocześnie kolejna z atrakcji.
Od jeziora Kleifarvatn cały wulkaniczny krajobraz zmienił się w łąki sięgające po horyzont. To tłumaczy obecność koni... oraz owiec. O ile konie spotykałem za zagrodami, o tyle owce mają więcej swobody. Zacząłem je spotykać wszędzie. Nieważne, czy to łąka, czy plaża, czy środek drogi. Sposobem na ograniczenie ich swobody miały być zagrody, ale i one nie zawsze działają, bo zdarzały się sytuacje, że owca z południa została znaleziona na północy Islandii.
Wróciłem na drogę, która była w moim wczorajszym planie. Widoki były fascynujące. Z prawej strony ocean, z lewej wielka ściana skał skąpanych w chmurach. Czasami przeszkadzał wiatr od oceanu. Nie przeszkodził mi za to w tym, aby zatrzymać się i przespacerować po czarnej plaży. Jedynie wodorosty trochę psuły jej urok.
Przejechałem się przez Eyrarbakki, rybacką miejscowość. Przy końcu drogi wjazdowej znajduje się znak głoszący, że dalsza podróż na południe doprowadzi mnie prosto do brzegów Antarktyki bez natrafienia na żaden ląd po drodze. Rowerem byłoby ciężko, więc pozostałem na stałym lądzie. Sama miejscowość jest przepiękna. Kolorowe domki, które mają prawie 100 lat, jeden ładniejszy od drugiego. Znajduje się tam też największe na Islandii więzienie. Nic dużego, bowiem przestępczość na Islandii jest znikoma (zaledwie 105 miejsc łącznie we wszystkich więzieniach na wyspie).
Za następnym zakrętem byłem na prostej do Selfoss, mojego celu. Odnalazłem kemping i biuro, które było wciąż otwarte (zbliżała się godz. 22). Rozbiłem się wśród nielicznych namiotów. Chociaż dzisiaj mogłem wybrać dowolne miejsce na nocleg, to zatrzymałem się na kempingu, ponieważ miałem pewien plan na kilka najbliższych dni i potrzebowałem zostawić część moich rzeczy.
Spodobał mi się ten kemping. Dla turystów jest udostępnione przestronne pomieszczenie z kuchnią i jadalnią, można coś ugotować i zjeść. Zanim jednak odnalazłem to miejsce, spróbowałem swoich sił z moją kuchenką. Problemem było odpalenie jej, ponieważ pierwszy raz używałem iskrownika, a nie miałem innego źródła ognia. Iskry rzucane na gaz nie powodowały zapłonu. Dopiero po półgodzinnej walce z podpaleniem papieru i przeniesieniem ognia do kuchenki udało mi się ugotować jedzenie. Gdybym tylko szybciej dał za wygraną i poszedł na spacer, to miałbym więcej czasu na sen.
Zaskoczyła mnie woda z kranu, która nie miała zapachu ani smaku. Czyli nie musiałem się krzywić podczas picia, jak to było w regionie stołecznym.
Kategoria z sakwami, terenowe, góry i dużo podjazdów, za granicą, pod namiotem, kraje / Islandia, rowery / Trek, wyprawy / Islandia 2016
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa asasi
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

16:50 poniedziałek, 30 stycznia 2017
Tutaj też są kafelki :D Chciałem trochę ożywić wpisy i dodałem zdjęcia między akapity, a z resztki nie chciałem robić cudów. Mam nadzieję, że kolejne wpisy pójdą sprawnie :)
14:47 poniedziałek, 30 stycznia 2017
Przyznam szczerze, ze poprzedni kafelkowy układ galerii mi bardziej odpowiadał. Co to meritum, to z niecierpliwościa czekam na kolejne wpisy :D
Nie planowałem Reykjavíku dzisiaj
W drodze do Gullfoss

Kategorie

Archiwum

Moje rowery