Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

terenowe

Dystans całkowity:35821.19 km (w terenie 8098.29 km; 22.61%)
Czas w ruchu:1892:26
Średnia prędkość:18.31 km/h
Maksymalna prędkość:71.10 km/h
Suma podjazdów:253552 m
Maks. tętno maksymalne:130 (66 %)
Maks. tętno średnie:160 (81 %)
Suma kalorii:120656 kcal
Liczba aktywności:426
Średnio na aktywność:84.09 km i 4h 36m
Więcej statystyk

Wiosenny gravel

38.9802:15
Wiało, a na niebie kłębiły się brzydkie chmury, więc wróciłem do remontu gravela. Wyczyściłem korbę, wymieniłem łańcuch. Nadal coś stuka i trzeszczy w korbie. Łańcuch się nie przyjął, więc będę musiał wymienić kasetę. Szkoda, że nie da się wymienić tylko zużytych koronek.
Wyszedłem na krótką przejażdżkę, choć nie było to łatwe z ograniczoną liczbą biegów. Do tego miałem pod wiatr. Pojechałem na Kiekrz i wróciłem przez zachodni klin zieleni.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / Fuji, terenowe

Błotny ChPK

51.6602:35
Zrobiło się brzydko, wiatr zdmuchnął wiele kwiatów. Jeszcze rano lało, a chmury wciąż groziły, gdy wychodziłem. Do tego wiało, więc pojechałem do Chełmskiego Parku Krajobrazowego. Tam drogi były wciąż mokre, a w miejscach wycinki panowało duże błoto. Co gorsza, teraz leśnicy pracują nawet w weekendy, więc musiałem przeciskać się między ich ciężkim sprzętem i błotem. Za to bagna w parku były wciąż wypełnione wodą, więc było na czym zawiesić oko. Chmury się przerzedziły i końcówka dnia zrobiła się słoneczna.
Kategoria Chełmski Park Krajobrazowy, kraje / Polska, Polska / lubelskie, rowery / Trek, terenowe

Saharyjskie „Spławy”

78.6003:59
Wiało okrutnie. Na stronie Poleskiego Parku Narodowego dowiedziałem się, że ścieżka „Spławy” jest znów w pełni otwarta. Kombinowałem, jak wpleść w wycieczkę przejazd pociągiem, ale ostatecznie spróbowałem dotrzeć tam o własnych siłach, bo dystans ze stacji do parku był niewiele mniejszy niż z mojej lokalizacji. Słońce wyglądało niczym zamglone, co było spowodowane pyłem znad Sahary, który od wczoraj przemierzał Polskę i dzisiaj znalazł się nad Lubelszczyzną. Na szczęście temperatura, mimo wiatru i mizernego nasłonecznienia, nie była wcale niska.
Dojechałem do parkingu przy szlaku, zostawiłem rower i przeraziła mnie liczba zaparkowanych aut tuż przed wejściem na ścieżkę. Gdyby nie błoto, to wjechaliby jeszcze dalej. Potem było tylko gorzej. Wycięli mnóstwo drzew i krzaków, przez co spacer – piąty raz po tym szlaku – wydawał się dziwnie nieznajomy. Do tego ludzie. Chociaż nie wiem, czy to dobre określenie. Ludzkie bydło zjechało się z miasta i zamiast napawać się naturą, to wydawało nierzadko nieludzkie odgłosy. Spacerowałem powoli, dzięki czemu trafiałem w lukę między grupami. Wtedy nawet dało się usłyszeć jakieś ptaki czy płazy. Dobrze, że park jest tak rozległy, dzięki czemu zwierzęta jeszcze mogą znaleźć ustronne miejsce dla siebie. Przynajmniej widoki natury budzącej się ze snu zimowego przynosiły radość.
Pierwotnie rozważałem jechać z wiatrem do Parczewa, ale pociągi tak rzadko jeździły, że zrezygnowałem z tego planu. Wiatr i tak trochę osłabł, więc spróbowałem i faktycznie dmuchało mniej. Nawet wróciłem przed zmrokiem, ale po zachodzie przejrzystość powietrza strasznie się pogorszyła. Mam nadzieję, że to mgły, a nie ten saharyjski pył.
Kategoria kraje / Polska, Poleski Park Narodowy, Polska / lubelskie, rowery / Trek, terenowe

Wiosenne Polesie

95.9704:28
Pojechałem w rodzinne strony. Wiosna przychodzi tu później niż w Poznaniu, ale i tak udało mi się znaleźć kilka jej oznak. Było bardzo ciepło. Ruszyłem standardowo do ścieżki „Czahary”. Drogi były niemal puste. Trafiłem na zaledwie kilka kwitnących drzew, ale przejechałem przez jeden las pokryty dywanem zawilców. Ze zwierząt najwięcej żurawi (choć w jednym skupisku), dużo bocianów.
Na ścieżce „Czahary” wygrzewało się mnóstwo zaskrońców. Wiosna dopiero się budziła, bo nawet bazie nie zdążyły się rozwinąć. Przynajmniej poziom wody opadł i dało się przejść. Przy wyjściu dowiedziałem się, że od 1 marca ścieżka przestała być darmowa. Co więcej, podnieśli ceny wstępu.
Zostało mi dużo dnia, więc pojechałem na ścieżkę „Dąb Dominik”. Parking był przepełniony, ale nie spotkałem zbyt wielu ludzi. Za to trafiłem na leśny dywan przylaszczek. Dowiedziałem się też o ich toksycznych właściwościach. Dobrze, że nie zrywam kwiatów. Ścieżka niewiele się różniła od poprzednich wizyt. W jednym miejscu nieznacznie zapadała się w bagno, więc pewnie miesiąc temu bez kaloszy nie dało się przejść. Dalej też nie szło się najwygodniej, bo jeden odcinek niepokryty kładkami zaczął się zamieniać w bagno. Do żółwi nadal nie miałem szczęścia.
Zbliżał się wieczór, więc wróciłem się głównie po własnym śladzie. Mirabelki lada dzień powinny zakwitnąć. Temperatura ponad 24 stopnie za dnia, po zmierzchu spadła do 15 °C.
Kategoria kraje / Polska, Poleski Park Narodowy, Polska / lubelskie, rowery / Trek, terenowe, po zmroku i nocne

Arboretum leśne w Zielonce

71.8903:53
Ochłodziło się. Ruszyłem na drugą stronę miasta. Nad Maltą był jakiś bieg. Wielcy biegacze zjechali się blachosmrodami i musieli zaparkować jak najbliżej trasy, przez co kilka ulic zostało kompletnie zablokowanych. Mogłem wybrać Wartostradę, bo woda już opadła.
Pojechałem pod Zielonkę, żeby obejrzeć działki, a skoro już znalazłem się pod puszczą, to nie mogłem do niej wjechać. Niestety piachy przypomniały mi, czemu nie lubię tych lasów. Dotarłem do serca puszczy, gdzie znajduje się arboretum. Zatrzymałem się na krótki spacer. Przez chwilę poprószył śnieg. Potem pojechałem przez Owińska, aby przedostać się przez Wartę i po nadwarciańskim szlaku wróciłem do Poznania.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, Puszcza Zielonka, rowery / Fuji, terenowe

Most Europejski Neurüdnitz-Siekierki

128.8106:09
Ruszyłem na zachód. Jeszcze nie wyjechałem z Polski, a wielki SUV na niemieckich blachach omal mnie nie potrącił. Po co to przekracza granicę?
Wjechałem na niemiecki szlak Odra – Nysa. Wiało ze wschodu, czasem porywiście, na postojach wiatr wychładzał. Prognoza pogody przewidywała całkowite zachmurzenie, ale słońce górowało, dzięki czemu dało się wytrzymać. W krajobrazie dominowała woda, przez co prawdopodobnie było mało ptaków.
Dotarłem do celu, czyli Mostu Europejskiego Neurüdnitz-Siekierki. Most po polskiej stronie został oddany kilka lat temu. W przeciwieństwie do polskiego projektu, niemiecka budowla została uzbrojona w progi zwalniające. Teraz można przejechać od Wriezen do samego Choszczna w większości po drogach dla rowerów. Odwiedziłem jeszcze platformę widokową i ruszyłem Trasą Pojezierzy Zachodnich. Pod wiatr, ale przeważająca część mojego odcinka była osłonięta wąwozami i drzewami.
Wciąż biłem się z myślami, w jaki sposób wrócić do domu. Pierwszym pomysłem była jazda do Gryfina, potem rozważałem jazdę do samego Choszczna, ale martwiłem się, że powrotny pociąg będzie przepełniony. Zacząłem też rozważać powrót z Trzcińska-Zdroju do najbliższej stacji lub nawet do Chojny, gdzie zatrzymują się niektóre pociągi pospieszne. Ostatecznie wybrałem pierwotny plan. Najwyżej przenocowałbym w Szczecinie i wrócił rano.
Blue Velo będzie trasą przeze mnie odradzaną. Cieniutka warstwa asfaltu została tak zniszczona przez korzenie drzew, że aż niebezpiecznie jest tamtędy jechać. Poprzednim razem poruszałem się tamtędy na kolarzówce, więc każda nierówność była tragedią, o czym kompletnie zapomniałem. Całe szczęście druga połowa szlaku się poprawiła. Postanowiłem podkręcić tempo, żeby złapać wcześniejszy pociąg. Z żalem nie zatrzymałem się przy wielu widokach, ale dzięki temu udało mi się dostać na stację i wsiąść do pociągu. Ten do Szczecina był przepełniony, ale kolejny do Poznania zaskakująco świecił pustkami. Zdążyłem wrócić zanim się rozpadało.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, mikrowyprawa, po dawnej linii kolejowej, Polska / lubuskie, Polska / zachodniopomorskie, rowery / Fuji, setki i więcej, terenowe, za granicą, kraje / Niemcy

Rzeczpospolita Ptasia

132.0906:56
Nie zatrzymał mnie poranny przymrozek. Nie zatrzymała mnie pęknięta szprycha, którą odkryłem wczorajszej nocy (chyba pora uniezależnić się od serwisów rowerowych). Wsiadłem w pociąg i dotarłem do Świebodzina. Dalej bez większych atrakcji (poza bunkrami, które wciąż odkładam na później), trochę po własnym śladzie, dojechałem nad Wartę. Wciąż rozlewała się aż po wały. Chciałem zobaczyć trochę lokalnej architektury, ale po kilku zaniedbanych szachulcach nie trafiłem na nic interesującego.
W końcu dotarłem do Rzeczpospolitej Ptasiej. Spotkałem kilku mieszkańców, ale bez szaleństw. Poprzednia wizyta była bogatsza. Pojawiły się grube chmury, wiatr zmienił się na południowy i wzmógł. Wysoki stan wody zubożył widoki. Odcinek krajówki też nie przyniósł atrakcji. Na stacji benzynowej wysłuchałem Niemca mówiącego po polsku lub Polaka, który dawno temu wyniósł się z Polski. Podczas płacenia zaczął narzekać na ceny paliwa i kawy. Był bezczelny, bo zarabia wielokrotnie więcej, a mimo to kupuje w Polsce i odnosi się z taką szyderą.
Przespacerowałem się po ruinach Starego Miasta i nadal miałem sporo dnia do wykorzystania. Ruszyłem na polder północny. Nie zmienił się od ostatniego czasu. Jechałem pod wiatr, więc nie chciałem dotrzeć nie wiadomo dokąd. Skręciłem na kładkę. Droga nadal była zalana, ale do wyboru było kilka innych wariantów. Dostałem się do Dąbroszyna, skąd wróciłem do Kostrzyna, by zatrzymać się w hotelu.
Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, mikrowyprawa, Polska / lubuskie, rowery / Fuji, setki i więcej, terenowe, Park Narodowy „Ujście Warty”

Łódź

107.0705:28
Wczoraj dostałem się do Łodzi. Brzydkie miasto. Murale zasłonięte szmatami reklamowymi, przejścia dla pieszych chyba wymagają użycia młotka w celu aktywacji, inne włączają zielone na 3 sekundy, psie odchody na chodnikach, śmieszki różnej jakości. Przespacerowałem się po Piotrkowskiej. Smród, hałas z dyskotek i ulicznych libacji, natrętni ludzie. Nie polecam tego miasta nocą. Dużo lepiej prezentuje się za dnia.
Ruszyłem rano w objazd po kilku miejscach, które wybrałem na chybił trafił. Duuużo budynków z cegły: w ruinie i odnowionych, w trakcie wyburzania i remontowanych. Do tego tory. Były chyba wszędzie. Zastanawiam się, czy nie dodać w tym wpisie kategorii po dawnej linii kolejowej, bo mogłem nieświadomie po którejś przejechać.
Znalazłem się ponownie na Piotrkowskiej, tym razem za dnia. Nadal drażnił smród papierosów, ale przynajmniej był spokój. Mnóstwo pięknej architektury. Idealne miasto dla kompozycji symetrycznych. Na koniec odwiedziłem Manufakturę, która – mimo niedzielnego zakazu – przyciągała rzesze ludzi.
Ruszyłem z wiatrem. Skończyły się koślawe śmieszki, zaczął armagedon na ulicy Rąbieńskiej. Według znaków czeka ją w tym roku remont. Ciekawe, jaki cel ma wydawanie pieniędzy na takie znaki. Na pewno nie poprawiają jakości dziur.
Nie chciałbym mieszkać w tym mieście. Miałem nieprzyjemność spotkać wielu frustratów. Zostałem spryskany płynem, zepchnięty na łuku, do tego widziałem masowe łamanie przepisów. Chyba frustrują ich błędy życiowe, że zamieszkali na Wygwizdowie i muszą spędzać połowę dnia za kierownicą.
Im dalej od Łodzi, tym mniej spotykałem tych wieśniaków. Zaliczyłem trochę terenu, trochę spokojnych dróg. Dotarłem do Uniejowa, robiąc dłuższy dystans, bo mój plan wiódł przez przeprawę promową, ale nie darzyłem zaufaniem tej opcji. Wjechałem na wał przeciwpowodziowy, po którym biegła droga gruntowa. Czasem lepsza, czasem gorsza. Ciągnęła się przez 25 km. Przeprawa promowa nie wyglądała na czynną, więc miałem dobre przeczucie ją ominąć. Wiatr zmienił się w boczny. W Kole dojechałem do dworca, gdzie wsiadłem do pociągu. Musiałem wybrać wolniejszy, bo Intercity miał zajęte miejsca dla rowerzystów. Pewnie znowu ktoś przepłacił, byle móc usiąść.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, Polska / łódzkie, Polska / wielkopolskie, rowery / Fuji, setki i więcej, terenowe

Wokół Jeziora Jarosławieckiego

30.2501:39
Było chłodniej niż wczoraj. Chmury na niebie przypominały te z Azji w czasie pory deszczowej, jednak na żaden opad nie zanosiło się. Pojechałem na chwilę do Wielkopolskiego Parku Narodowego. Na początku droga była bardzo zabłocona i rozważałem zawrócić, ale potem się poprawiło. Okrążyłem jedno jezioro i wróciłem do domu.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / Fuji, terenowe, Wielkopolski Park Narodowy

Słoneczna zima

128.9706:11
Słoneczny dzień. Po nocnym deszczu zostało dużo kałuż i mokrych ulic. Dawno nie byłem na mojej ulubionej drodze dla rowerów w Puszczy Noteckiej. Ruszyłem w kierunku Obrzycka. Drogi po zimie nie były najwygodniejsze.
Szlak w puszczy był brudny, most przez Noteć nadal czeka na rewitalizację. Z Obornik pojechałem nieco dłuższą drogą, bo wiało z południa. Niewiele to pomogło.
W końcu wiadukt Kosynierów na Górczynie jest przejezdny. Zaskakująco otworzyli go przed terminem. Szkoda, że przy okazji nie poszerzyli ciasnej śmieszki.
Kategoria kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, Polska / wielkopolskie, Puszcza Notecka, rowery / Fuji, setki i więcej, terenowe

Kategorie

Archiwum

Moje rowery