Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

ze znajomymi

Dystans całkowity:6650.50 km (w terenie 1170.33 km; 17.60%)
Czas w ruchu:373:38
Średnia prędkość:16.81 km/h
Maksymalna prędkość:71.10 km/h
Suma podjazdów:52981 m
Suma kalorii:2609 kcal
Liczba aktywności:88
Średnio na aktywność:75.57 km i 4h 33m
Więcej statystyk

Wieża 138

67.0504:02
Pola zaproponowała wspólną trasę do parku z wieżą widokową. Było gorąco ze średnim zachmurzeniem i przyjemnym wiatrem. Najpierw dostaliśmy się na wały rzeczne, a potem już prosto do parku. Widoki zarówno po drodze, jak i na górze były super.
Paulina dopiero zaczęła swoją przygodę z turystyką rowerową, więc tam się rozdzieliliśmy. Ja ruszyłem dalej wzdłuż rzeki, aż pod zamek w mieście Inuyama. W turystycznej dzielnicy było mnóstwo ludzi. Pojechałem jeszcze do chramu związanego z legendą brzoskwiniowego chłopca, a potem ruszyłem na południe wzdłuż drogi, która wyglądała jak dawna linia kolejowa, choć nie znalazłem informacji to potwierdzających. Nie była to najprzyjemniejsza droga, więc nie pokonałem jej całej. Ruszyłem w drogę powrotną, zahaczając jeszcze o chram w centrum miasta.
Kategoria Japonia / Aichi, kraje / Japonia, rowery / Fuji, wyprawy / Japonia latem 2023, za granicą, ze znajomymi

Opóźniony Rzeszów

36.2502:20
Na przedostatniej stacji kierownik zaanonsował, że z powodu śmiertelnego wypadku pociąg zostanie opóźniony o 180 minut. Nie miałem ochoty tyle czekać, a do Rzeszowa, dzisiejszego celu, nie miałem daleko. Tak samo pomyśleli inni rowerzyści.
Poznałem Marka, który w Rzeszowie miał przesiadkę na Lublin. Chciał się do mnie przyłączyć. Zaplanowaliśmy boczne drogi. Niestety z porannej przyjemności pozostały tylko wspomnienia. Chmury przerzedziły się i słońce zaczęło przypiekać. Może klimatyzowany pociąg nie był taki zły?
Marek dopiero wrócił ze szlaku Velo Dunajec i nie pałał chęcią do podjazdów, a tych pojawiło się trochę. Na jednym z nich było widać lasy na północy. Jazda tamtędy wydłużyłaby dystans, ale dałaby cień i mało górek. No, szkoda. Tymczasem zmieniliśmy plany i pojechaliśmy do krajówki. Nie była zła. Chyba zrobiło się na niej szerzej. Pożegnaliśmy się na rzeszowskim dworcu, a ja pojechałem pod miasto do hotelu, bo w prognozie była burza i jakoś nie pałałem chęcią do jazdy w czasie opadu.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, Polska / podkarpackie, wyprawy / Drewniane cerkwie 2022, z sakwami, ze znajomymi, rowery / Fuji

Olsztyn Jurajski

113.9506:09
Zapowiadał się słoneczny dzień. Ruszyłem do Ogrodzieńca, do jedynej otwartej placówki pocztowej, żeby zjeść śniadanie. Potem po wiejskich drogach z dużą dawką podjazdów dotarłem do zamków w Bobolicach i Mirowie. Oba zostały ogrodzone, a zwiedzanie wymagało opłaty. Na tablicy informacyjnej zostało wyjaśnione, że właściciele mieli dość śmieciarzy i wandali, więc podjęli działania w celu ochrony tych zabytków.
Rowerowy Szlak Orlich Gniazd zmienił swój przebieg. Wjechałem na odcinek do Żarek, który był asfaltowy. Stary przebieg był piaszczystym koszmarem, więc jakiś plus, chociaż liczba aut i debilów na rowerach nadrabiała w irytowaniu.
Nie chciałem ryzykować, że szlak mnie wciągnie w piaszczystą otchłań, więc do Olsztyna pojechałem lokalnymi drogami. Całkiem sprawnie mi to poszło, więc kupiłem bilet wstępu do zamku i obszedłem kawałek ruin. Chmury, które pojawiły się przed południem, dawały kiepskie światło do zdjęć. Do tego spieszyłem się, więc szybko skończyłem zwiedzanie.
Ruszyłem w kierunku Częstochowy na spotkanie z Hubertem. Tak się złożyło, że miał w zapasie oponę. Bicie w starej było coraz bardziej odczuwalne i chciałem uniknąć kłopotów w trasie, gdyby opona pękła. Myślę jednak, że nie miałbym takich kłopotów ze znalezieniem opony, jak w Korei. Po wymianie koło z nowym bieżnikiem znów zaczęło mruczeć i kolejny problem miałem z głowy.
Przejechałem się po Częstochowie w poszukiwaniu jedzenia i ruszyłem na południe. Wpadł mi do głowy pomysł, żeby zobaczyć Wartę i odnaleźć Miłość. Wydłużyłem więc drogę przed dotarciem do noclegu.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, Polska / śląskie, setki i więcej, terenowe, wyprawy / Śląskie – małopolskie 2022, z sakwami, ze znajomymi, rowery / Fuji

Jedyny serwis w gminie

99.4606:04
Nastał pochmurny i chłodny, choć bezdeszczowy poranek. Kontynuowałem jazdę po szlaku, który wiódł długą drogą po fiordach, choć do islandzkich Fiordów Zachodnich trochę zabrakło.
Przepłynąłem promem na kolejną wyspę. Niebo lekko się przejaśniło. Szlak poleciał inną stroną wyspy. Prawdopodobnie, żeby uniknąć ruchu na głównej drodze, ale też unikał widoków. Ale to jakich! Mało było możliwości na postoje, bo droga faktycznie ruchliwa, ale gdy już były, to zdjęcia robiłem seriami.
Niektóre norweskie mosty wyglądają naprawdę fascynująco. Dzisiaj pokonałem jeden z nich. Szkoda, że są takie strome. Za to drogi były dzisiaj relatywnie płaskie, że aż przyjemnie się jechało i noga dobrze podawała.
Na jednym z postojów na zdjęcia dogonił mnie Theu, który wyruszył w pierwszą w życiu podróż rowerową, jadąc po 120 km dziennie z Francji i zmierzając na Nordkapp. To dopiero przygoda, ale myślę, że nieostatnia.
Dotarłem do miasta, gdzie miał być jedyny na wyspach serwis rowerowy. Powiedzieli mi, że coś tam robią, tylko pracownik od dwóch tygodni był chory. I tak nie mieli na sprzedaż obręczy ani kół, więc polecili mi odwiedzić sklep sportowy, ale dzisiaj były już zamknięte, a to ostatnie miejsce w okolicy, gdzie są jakieś sklepy. Musiałem zostać na noc w mieście.
Szkoda mi było widoków wieczorową porą, ale przez płaskie drogi i tak zrobiłem dystans ponad planowaną normę. Jeszcze trochę pojeździłem, a potem rozbiłem się na kempingu. Musiałem w końcu naładować w aparacie baterię tym ustrojstwem, które wczoraj nabyłem.
Kategoria kraje / Norwegia, pod namiotem, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, ze znajomymi, rowery / Fuji

Znów na szlaku

117.7408:00
Rozpoczął się kolejny słoneczny dzień. Na początek podjazd, który okazał się być o 100 metrów niższy niż w profilu wysokości mapy.cz. Zawsze jakiś plus, bo szlak miał być już raczej bez szalonych podjazdów. Miał być.
W końcu wróciłem na szlak po wczorajszym problemie znalezienia promu we Florø. Nadal jednak żaden ze znaków nie informował o istnieniu szlaku na tych drogach. Musiałem więc podążać za planem wgranym w Garmina.
Po okrążeniu kilku fiordów znów pojawił się podjazd, za którym wjechałem do wietrznego fiordu. Wiatr mnie tak spowalniał, że spóźniłem się na prom. Na szczęście kursował on co pół godziny, więc zjadłem obiad i znalazłem się na drugim brzegu.
Miałem dzisiaj pecha spotkać bardzo dużo aut na niemieckich blachach. Ci debile wyprzedzali „na gazetę”. Ciężko będzie powrócić do Polski, gdzie jest jeszcze gorzej.
Na drogach dziwnie wzmógł się ruch. Nagle nawet norweskie blachy przestały oznaczać bezpieczeństwo. Do tego pojawiły się kolejne podjazdy. Na zjeździe z jednego z nich wyciągnąłem nieuważnie 62 km/h.
Umówiłem się z Barabaszem na krótką przejażdżkę rowerem. Nakreślił mi parę rzeczy, że trwa długi weekend i stąd sklepy były pozamykane – działały najwyżej wydzielone strefy nazywane butikami. Duży ruch też był wynikiem dłuższego wolnego. Widziałem ostatnio sporo ludzi na szlakach górskich, których jest w Norwegii niemało. Dojechaliśmy wspólnie do kolejnego promu, gdzie nastąpiło pożegnanie, podczas którego dostałem kilka norweskich łakoci.
Tym razem trafiłem na bardziej luksusowy prom. Miał czyste okna i obecna była obsługa w pokładowym sklepiku. Prom zabrał też dużo więcej aut niż zwykle. Na drugim brzegu miałem pół godziny, żeby uciec z głównej drogi zanim nadpłynęłaby kolejna kolumna aut z promu. Szlak mi w tym pomógł, bo po paru kilometrach uciekł na drogi lokalne.
Wjechałem do jakiejś metropolii, bo było strasznie duże zagęszczenie zabudowań, a nawet pojawiły się znaki rowerowe. Niestety nie prowadziły po moim szlaku, tylko do centrum tego urbanistycznego tworu.
Zrobiło się późno. Góry ładnie wyglądały w takim słońcu. Musiałem się wydostać z tego miasta i znaleźć miejsce na nocleg. Jechałem daleko, aż wypatrzyłem namiot rowerzysty nad brzegiem fiordu. Poszedłem w jego ślady i znalazłem kawałek w miarę równej trawy nieco dalej. Dzisiaj był całkiem ciepły wieczór.
Kategoria ze znajomymi, za granicą, z sakwami, wyprawy / Nordkapp 2022, setki i więcej, pod namiotem, kraje / Norwegia, góry i dużo podjazdów, rowery / Fuji

Szachty po błocie

61.4203:26
W nocy sypnęło śniegiem. Trochę odśnieżyli drogi, ale użyli do tego soli, więc pojawiły się błoto i kałuże. Hamulce aż trzeszczały od piachu i soli. Musiałem co kilka kilometrów czyścić tarcze, żeby nie anonsować wszystkim, że brudny rower jedzie. Pojechałem po Anię. Ruszyliśmy do Szacht przez most Dębiński. Ania tylko popisywała się swoją znajomością topografii miasta, bo ja nie mam głowy, żeby uczyć się nazw ulic i bez mapy nie potrafię opisać drogi. W Szachtach zrobiliśmy sobie sesję fotograficzną. Krótką, bo wiało i było chłodno. Pojechaliśmy w kierunku Wartostrady. Wtedy wyszło słońce, zrobiło się ciepło i aż ciężko było jechać bez ciemnych okularów, bo słońce dawało po oczach. Odwiozłem Anię, a potem sam przez Stare Miasto i Jeżyce wróciłem do domu.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, ze znajomymi, rowery / Fuji

11 listopada 2021

51.5902:34
Ania zaproponowała, bym jej potowarzyszył w Poznańskim Biegu Niepodległości. Nie miałem do tego kondycji, więc wziąłem udział jako obserwator. Poranek był mglisty i chłodny. Pojechaliśmy nad Jezioro Strzeszyńskie, gdzie odbywała się cała impreza. Ja się ogrzewałem w słońcu, a Ania przebiegła swoją życiówkę. Jednego jej zazdroszczę – dostała przepiękny medal.
Po wszystkim pojechaliśmy na miasto, gdzie był jarmark z okazji urodzin ul. Święty Marcin. 2 lata temu poprzeciskałem się tylko przez jedną alejkę straganów i szybko zrezygnowałem przez zbyt duże tłumy. Tym razem tłumów było mniej, ale straganów tak jakby więcej, chociaż może nie powinienem porównywać, bo wtedy nie widziałem wiele. Najwięcej było rogali świętomarcińskich. Poza tym zaopatrzyłem się w kilka innych rzeczy. To był dobrze spędzony dzień.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, ze znajomymi, rowery / GT

Szosą po jesiennym błocie

77.9804:05
Mimo deszczów i silnych wiatrów, nadal można znaleźć odrobinę jesieni, a nawet zieleni. Miałem jechać do Kórnika, ale złapałem Anię i ruszyliśmy na wspólną przejażdżkę ku Zielonce. Najpierw wjechaliśmy do wschodniego klina zieleni. Było dużo złota, choć słońce zdążyło się schować i zostały same żółcie i czerwienie. Ale były, co mnie cieszyło. Przejechaliśmy kawał terenu wzdłuż Cybiny, pokonując błoto skryte pod licznymi liśćmi. Potem śmieszkami i drogami przez lasy dojechaliśmy do Wierzonki. Czas gonił, więc zrezygnowaliśmy z planu jazdy przez Zielonkę do Biedruska i ruszyliśmy do Koziegłów. Niestety wiało w twarz. Przynajmniej nie było zimno. W Poznaniu jeszcze przejechaliśmy się po świeżo wyremontowanym odcinku Wartostrady. Kolosalna różnica w porównaniu do tego, co było tam wcześniej.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, terenowe, ze znajomymi, rowery / GT

Pałace von Treskowa

82.4604:15
Udało mi się namówić Anię na rower. Ruszyliśmy wczesnym rankiem. Temperatura wynosiła zaledwie 4 °C, bo w nocy był przymrozek. Słońce całkiem szybko nas ogrzało. Pojechaliśmy na północ, meandrując przez Poznań. Zatrzymaliśmy się w Radojewie pod pałacem rodziny von Treskow. Obok rozciągał się park z cmentarzem i sztucznie wybudowanymi ruinami. Znalazłem też zegarek Garmina (właściciel już odzyskał zgubę).
Kolejnym punktem było jezioro Łysy Młyn, gdzie na próżno szukaliśmy kładek nad moczarami. Niestety zostały zlikwidowane, a podobno kiedyś było tam tak pięknie.
Zajechaliśmy pod kolejny pałac rodziny von Truskow w Bolechowie, gdzie też nigdy nie byłem, więc dzień okazał się pełen atrakcji. Gdybyśmy pojechali prosto do Poznania, mogliśmy odwiedzić też pałac w Owińskach, który również wybudowano dla von Treskowów.
Pozostało tylko dostać się do Puszczy Zielonki, gdzie wjechaliśmy w teren. Było trochę piachu i tarki, ale zaskakująco w większości trafialiśmy na utwardzone drogi, a jechaliśmy na kolarzówkach. Potem przez Wierzenicę z powrotem do Poznania. Temperatura zdążyła skoczyć tak, że zrobiło się gorąco.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, Puszcza Zielonka, terenowe, ze znajomymi, rowery / GT

Do trzech razy sztuka

108.8705:18
Chciałem pokazać Ani moją ulubioną trasę rowerową przez Puszczę Notecką. Podczas pierwszej próby spotkał nas deszcz. Za drugim razem przeszkodą był wygięty hak (pominę, że z powodu wywrotki, ale Ania się uparła, że rany nie są przeszkodą). Tym razem zaplanowałem, że ruszymy do Obornik pociągiem, aby ominąć pechowy odcinek. Chłodnym porankiem stawiliśmy się na dworcu, po 20-minutowej jeździe mogliśmy rozpoczynać. InterCity zrobiło weekendową promocję – rower za złotówkę. Zaskakująco był nawet wagon z przedziałem rowerowym, którego nam brakowało podczas ostatniej podróży. Na 16 miejsc były zajęte zaledwie 2 – przez nas.
Nie było zbyt ciepło. Całe szczęście odcinek na zachód był w dużej mierze osłonięty lasami. W Bąblinie na chwilę pokazało się słońce. Tam też objechaliśmy pałac. W Stobnicy rzuciliśmy okiem na stan mostu, który czeka na lepsze czasy. W Obrzycku przespacerowaliśmy się po włościach zamku Raczyńskich. Potem jeszcze odbiliśmy na Antoniny, gdzie znajduje się deskal. Zjedliśmy w Obornikach, a potem trzeba było szybko zasuwać do Poznania, żeby zdążyć przed zmierzchem. Z tych wszystkich objazdów wyszło 20 km więcej niż zaplanowaliśmy.
Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, Polska / wielkopolskie, Puszcza Notecka, setki i więcej, ze znajomymi, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery